wtorek, 20 marca 2012

informuję zainteresowanych, że język łaciński nie jest moim ulubionym przedmiotem

W końcu przyszła wiosna, a ja zapadam w sen zimowy, dosłownie. Gdybym mogła, to bym spała dzień i noc. Nie mam pojęcia czy wynika to z pernamentnego zmęczenia czy z jakiegoś cholernego przesilenia, zresztą nie ma to większego znaczenia, bo tak czy inaczej ciągła chęć pójścia do łóżka (SPAĆ, zboczeńce!) rozpieprza mi cały dzień. Codziennie.
Szczerze mówiąc to już nie pamiętam czasów, kiedy kawa albo redbull (względnie kawo-redbull) były remedium na senność. Teraz jak wypiję, to może opierdalam się trochę szybciej.
Opierdalam to złe słowo. Raczej nieco żwawiej myślę o tym, jak by tu czym prędzej wskoczyć pod kołdrę.
A anatomia nie śpi! Biofizyka nie śpi! Histologia nie śpi!
I tak najlepsze jest to, że jak się w końcu położę, to nie mogę zasnąć.

No ale mniejsza z tym, WIOSNA PRZYSZŁA! To zawsze jakiś powiew optymizmu. Dla mnie osobiście potężny powiew, co nie zmienia faktu, że korzystanie z dobrodziejstw ładnej pogody to obecnie ostatnia rzecz, na jaką mam czas. I pewnie ten stan rzeczy utrzyma się jeszcze dłuuuugo.
Aczkolwiek za 2 tygodnie i jeden dzień moja Czerwona Rakieta będzie pokonywać trasę Zabrze-Łódź, i ta myśl pozwala mi przetrwać i z nieco mniejszym obrzydzeniem patrzeć na V tom Bochenka, histologiczną budowę układu krążenia i budowę anizotropową kości. Ale tylko nieco.

Generalnie to mam wrażenie, że lato i wakacje to jakiś wytwór mojej wyobraźni, który sobie wyimaginowałam, a tak naprawdę nigdy nie istniały. Świadomość tego, że istniały dni, kiedy mogłam wstawać i chodzić spać o dowolnej godzinie, kiedy ciemno robiło się o 22, kiedy na dworze pachnie nagrzaną przez cały dzień ziemią, jest dla mnie aktualnie kompletnie surrealistyczna. Zwyczajnie nie chce mi się wierzyć, że takie dni BYŁY i chyba BĘDĄ.
Lipcu, napierdalaj!

Takimi właśnie głębokimi przemyśleniami chciałam się z wami podzielić. Tymczasem wracam do łaciny, do szatańskiej trzeciej deklinacji, której koszmarność ma w sobie moc sprawczą budzenia we mnie filozofa rozmyślającego nad istotą wszechrzeczy. To wszystko przez to.
Nauczanie trzeciej deklinacji powinno podlegać karze bezwzględnego więzienia.
Rzekłam.

6 komentarzy:

  1. Cor, cordis:D
    i końcówki nijakiego "lancet"
    i zasada 146 :D
    Ehhh... aż łza mi się w oku zakręciła na to wspomnienie:D
    III deklinacja była akurat najgorsza... najwięcej wyjątków i nieregularności;]

    Widzę, że na wiosnę reagujemy tak samo. ładna pogoda a ja mam ochotę spać!!
    I na kawo-redbull też już mam oporność :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdałam, więc nie będę używać słów niecenzuralnych w stosunku do łaciny, natomiast lancet i spółka pozostawią wiekuistą szramę w mojej psychice :P

      Usuń
  2. Ja też jestem wiecznie zainteresowana łóżkiem i zdrowym długim snem odkąd przyszła wiosna ;)
    A poza tym UWIELBIAM czytać Twoje wpisy, bo przyowołują tyle wspomnień! :D Nie pękaj w każdym razie. Potem jest lepiej :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żyję nadzieją, że faktycznie z biegiem czasu będzie trochę lepiej ;)

      no i pospałabym sobie...

      Usuń
  3. Rany, jak ja kochałam łacinę! Dalej kocham, ale zajęcia z Panią pewną kochałam baaardzo:) a ostatnio jak ją na korytarzu spotkałam i mnie poznała, to aż się wzruszyłam... piękne czasy:):):)

    OdpowiedzUsuń