środa, 11 kwietnia 2012

Waiting for my chance to come

Jak ja niecierpię wracać do Zabrza. Ło Jezusie jak bardzo. Aż szkoda słów.
Tydzień to zdecydowanie za mało na pożądny reset, ale pocieszam się, że jeszcze 2 tygodnie i wrócę do domu na całe 9 DNI. Póki co próbuję nieco ogarnąć dupę i pouczyć się chemii, bo jutro muszę napisać WEJŚCIÓWKĘ z wielce fascynujących, wielce potrzebnych roztworów buforowych. A żeby mi się chciało uczyć to nie powiem.
Żeby mi się chciało cokolwiek...! Mam wrażenie, że ewolucja się mną bawi i mam wszczepiony genom leniwca, a wyłącznie ciało ludzkie (może niespecjalnie efektowne, ale zawsze lepsze niż szare futro porośnięte glonem, czyż nie?say hello to sloth!), albowiem mózg na pewno posiadam w całości ptasi. Albo foczy. Albo przeszczepiony od kapibary.

Generalnie to proszę się przygotować, że teraz te notki w ogóle będą takie przymulone. W moim życiu nastał okres, którego się zawsze śmiertelnie obawiam, który najczęściej przychodzi z zaskoczenia i którego bardzo nie lubię. Mianowicie trzeba podjąć kilka decyzji. TRUDNYCH decyzji. A że w moim życiu to jak w greckiej tragedii, to co nie zrobię będzie źle.
Ale że to już kolejny raz, kiedy los pokazuje mi środkowy palec uznałam, że trzeba wejść w to wszystko dumnym i wyprostowanym. Zdecydowanie łatwiej wtedy dostać w ryj, ale wzbudzasz respekt przeciwnika.
A jeszcze dodam do tego odrobinę ironicznego uśmieszku, z doświadczenia wiem, że nic tak bardzo nie wkurwia innych, jak subtelna nutka pogardy w spojrzeniu czy tam w uśmiechu, whatever.
A wierzcie mi lub nie, ale jestem mistrzynią w tego typu sztuczkach. Highest level.



Znacie to? Ostatnio pozwala mi nieco przychylniej spojrzeć na świat ;) :

14 komentarzy:

  1. Chyba ta Uć ma coś w sobie, bo ja jak mam wrócić do domu to jestem chora już tydzień wcześniej i potrzebuję psychicznego przygotowania...dlatego nie jeżdżę do domu częściej, niż wymaga przyzwoitość:]

    Chemię wspominam jako przedmiot pt. "co ja tutaj robię?" i "na jaką cholerę mi to?". Nic ciekawego niestety:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łódź po prostu jest zwyczajnie zajebista!

      Nie lubię tej głupiej chemii ;/ i spokojnie mogłabym cię zacytować, bo bardzo jestem ciekawa na jaką cholerę mi umiejętność tworzenia buforu (bufora?) amonowego o pH= 4,74 ;/

      Usuń
  2. wiadomo wszędzie dobrze ale w domu najlepiej:)
    chemia brr... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak, chemia sucks.
      zwłaszcza że jest kompletnie niepotrzebna, a to wzbudza we mnie ogromną frustrację.

      Usuń
  3. Nakurwiam tą piosenkę cały dzień!

    OdpowiedzUsuń
  4. Może jednak podejmiesz decyzje, które okażą się odpowiednie? Nie zapominajmy, w którym wieku żył Sofokles i mu podobni oraz że ich sposób pojmowania rzeczywistości to już przeżytek. Piszę tak tylko dlatego, że mam nadzieję, iż w Twoim przypadku na pewno nie ma nic do gadania żadne fatum.

    Kocham Uć, nie mogę się doczekać, gdy się do niej przeprowadzę. Choć mieszkam raczej bardzo daleko i byłoby mi bliżej do Grodu Kraka...
    Pozdrawiam,
    F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tam Kraków, Łódź jest lepsza! :) i będę tego poglądu bronić jak niepodległości! :)

      A decyzje nadal czekają na podjęcie. Bardzo boję się cokolwiek postanowić, ale czas ucieka i coraz bliżej do momentu, gdy nie będę miała wyboru i będę MUSIAŁA zadecydować.
      Ale chyba potrzebuję jeszcze czasu.

      Usuń
  5. Nie mogę się oderwać od tej piosenki :P

    OdpowiedzUsuń
  6. no cóż. nie pozostaje mi chyba nic tylko obiecać, że będę popełniał notki częściej. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i to jest to co chciałam usłyszeć ;)
      Trzymam Cię za słowo! ;)

      Usuń