sobota, 21 kwietnia 2012

no way

Nie nie nie.
Nie mam kurwa siły do tego przedmiotu. Naprawdę się staram, siadam o 8 rano, kończę się uczyć o 20, z przerwą na obiad i półgodzinne przewietrzenie mózgu czystym śląskim powietrzem, a i tak nic nie wiem, nic nie umiem, nic nie rozumiem.
Jeszcze gdybym widziała w tym sens. Ale świadomość tego, że "pracę wykonaną przy zwiększaniu objętości płuc o objętość oddechową można policzyć za pomocą PROSTEJ całki" mnie zabija.
Nikt mnie do kurwy nędzy nie uprzedzał, że idąc na medycynę będę musiała CAŁKOWAĆ. Bo naturalnie najbardziej zajebistej katedry w Zabrzu-Rokitnicy nie interesuje, że całki, różniczki i różne inne śmieszne rzeczy nie są obecnie nauczane w liceum. I że idąc na medycynę do Zabrza wszyscy zdają podstawową maturę z matematyki i równie dobrze mogliby mi kazać analizować piętnastowieczną poezję węgierską, mam o tym dokładnie takie samo pojęcie jak o metodzie różniczki zupełnej.
Ale oczywiście "państwo powinni to umieć, kiedyś takich rzeczy nauczało się w szkole średniej". Może kiedyś, może w szkole średniej, chuj mnie to boli. W każdym razie teraz się tego NIE UCZY. I mogę się wypowiadać, bo wbrew pozorom udało mi się skończyć liceum i zdać maturę. Nie mając pojęcia czym jest całka. Ups.


Biofizyka sprawia, że zaczynam gubić motywację.
Do wszystkiego.
Bo jak tak dalej pójdzie to pożegnam się z tymi studiami przez coś tak głupiego, beznadziejnego i kompletnie niepotrzebnego.
Bo ja się tego nie nauczę. Ani teraz, ani w czerwcu, ani we wrześniu. Zwyczajnie przekracza to moje możliwości pojmowania. I jakbym chciała swoje życie wiązać z pochodnymi, funkcją wykładniczą czy czymś równie abstrakcyjnym to poszłabym na politechnikę do jasnej cholery.
Musiałam to napisać, bo autentycznie już mam tego dosyć.


Aż muszę iść coś zjeść. Słodkiego najlepiej.

Polski system kształcenia wyższego coraz bardziej mnie rozczarowuje.
A Zabrze to już przechodzi samo siebie, naprawdę.

13 komentarzy:

  1. gdybym coś pamiętała jeszcze z tych całek i pochodnych to bym Ci z chęcią pomogła, bo wiem, przez co przechodzisz... ja mam cały czas w pamięci wieczory w kuchni ze współlokatorami, z zeszytami i próbami rozwiązywania tych zadań... i da się to ogarnąć, ja Ci mówię, że się da, bo byłam pewna, że nie damy rady, a się dało...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kochana, ja z każdym dniem wątpię coraz bardziej :|
      idąc na studia wszyscy mi mówili, że biofisyf się olewa, co z moim podejściem do wszystkiego, co ma związek z matematyką lub fizyką było znaczącym pocieszeniem. Ale oczywiście musiałam przyjść do Zabrza, gdzie się okazuje, że biofizyka to najważniejszy przedmiot.
      I zwyczajnie cały zapał, cała motywacja ucieka mi jak powietrze z opony.
      Ale walnęłam porównaniem, sama jestem pod wrażeniem.

      Usuń
  2. Pytają Was z całek?!
    Powariowali!
    Normalnie brak mi słów.

    Podziwiam Cię, bo ja bym tego na pewno nie ogarnęła.
    Trzymaj się! :)
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oh, pytają...
      A ja tego nie ogarniam i pewnie nigdy nie ogarnę. A że egzamin jest ustny(!!! z biofizyki!) to chyba jestem w czarnej dupie. Bo nawet nie uda mi się naściemniać i pisać o wszystkim naokoło, jak to mam w zwyczaju ;)

      Usuń
  3. wszystkie te biofizyki i inne duperele powinni usunąć,i bez tych mało znaczących zapychaczy studia moglyby trwać rok,dwa krócej. Państwo by zaoszczędziło, studenci nie męczyliby się i poszli szybciej do pracy, na czym nasza ukochana PL również by skorzystała.

    A może jakieś korki jeśli chodzi o te całki?
    zawsze to jakiś krok do przodu, samemu z pewnością trudno ogarnąć, jeśli widzi się je pierwszy raz na oczy ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polski system kształcenia wyższego, zwłaszcza w dziedzinach medycznych, moim zdaniem jest poniżej krytyki. I mówię to nie dlatego, że mam problem z biofizyką, tylko dlatego, że tak jest.
      A potem się dziwią, że lekarzy nie ma. A już nad tym, dlaczego tylu wyjeżdża czy to w trakcie studiów, czy zaraz po, jakoś mało komu tam na górze chce się zastanawiać.

      Póki co w kwestiach całek i im podobnym wspieram się mądrzejszymi od siebie kolegami, ale mój mózg jest oporny na takie rzeczy :(
      Zawsze byłam kompletnym debilem fizyczno-matematyczym, ale myślałam, że koszmar obu tych przedmiotów skończy się wraz z maturą. A tu z każdym dniem i tygodniem jest tylko coraz gorzej ;/

      Usuń
    2. to muszę Cię zmartwić, ale będzie czekała Ciebie jeszcze statystyka. Koleżanka na IV roku właśnie zaczęła ten przedmiot. Wgl opowiadała mi, że pytali prowadzącego te zajęcia, po co im ta statystyka i to na IV roku, odp: 'bo jakby ktoś chciał pisać później doktorat, to na pewno się przyda' - szkoda, że nie wszyscy są tak ambitni.

      pewnie jeszcze nie jedno nas zaskoczy :p

      Usuń
    3. u nas zajęcia ze statystyki ponoć prowadzi katedra biofizyki, więc myślę, że chyba najwyższa pora pakować walizki i wrócić do miasta tkaczy. I zarejestrować się po zasiłek -.-

      Usuń
    4. Ooj przestań, nie jedni to przeżyli i Ty dasz radę, tylko uwierz w to :)

      Usuń
  4. hehe, a mogłaś iśc na politologię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... i skończyć w pośredniaku.
      To nie o to chodzi, że jestem niezadowolona ze studiowania medycyny.
      Jestem na studiach na których zawsze chciałam być, a po prostu uważam że nauczanie (nauczanie to za duże słowo, bo nas biofizyki nikt nie uczy; KONIECZNOŚĆ NAUCZENIA SIĘ SAMEMU) całkowania i różniczkowania ludzi, którzy przyszli na studia, żeby uczyć się jak leczyć, jest idiotyczna.

      Usuń
  5. Całki?? omg!! nas nikt o to nie pytał. a na statystyce babka nam całe kolokwium rozwiązała :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tak jest prawidłowo.
      Bo ja spędzam cały weekend ucząc się (a przynajmniej próbując się uczyć) tego gówna, które wyłącznie marnuje mój czas i zaśmieca pamięć.
      I niemal doprowadza do płaczu, ale po prostu ta bezsilność wobec kompletnej niemocy ogarnięcia tego wszystkiego mnie przytłacza.

      Usuń