wtorek, 7 września 2010

*.*

o jeziusie nazareński, jakże mnie tu dawno nie było o.0 chyba powinnam się nieco usprawiedliwić...tyle że nie wiem jak. Z życia mam się tłumaczyć? To raczej życie powinno tłumaczyć się MNIE, dlaczego traktuje mnie jak ostatnie gówno.
Ja sobie naprawdę zdaję sprawę, że moje narzekania, malkontenctwo i-w-ogóle są straszliwie wkurwiające. Wiem, bo mnie samą też to wkurwia. No ale nie da rady inaczej, muszę sobie trochę popisać.
Zdążyłam się już pogodzić z tym, że jestem rok w plecy względem medycyny. co wcale nie oznacza, że mi to łatwo przyszło, wręcz przeciwnie. Przerobiłam wwszystkie objawy rozczarowania, łącznie z histerią, rozbijaniem talerzy, nieodzywaniem się do nikogo na przemian z wrzaskami i ryczeniu po nocy w poduszkę. W każdym razie już nie reaguję szklanymi oczami na każde wspomnienie o medycynie. Ale nie ma co ukrywać, że w dalszym ciągu odczuwam takie gniecenie w dołku, kiedy choćby słucham o ludziach, którzy się dostali. No, trochę przykro jest.
Za to od października zaczynam się uczyć na uniwerku, na biologii. Całe te studia traktuję bardziej jako korki do matury, aniżeli faktyczne studia biologiczne i myślę, że to mi trochę pomaga. W każdym razie znam ludzi, którzy z takim samym zamierzeniem poszli na chemię i troszkę się rozczarowali, gdy zobaczyli plan zajęć ;P generalnie chcąc poprawiać matmę proponuję iść na pierwszy rok chemii ;) całe szczęście na biologii plan umożliwia mi spokojną naukę do matury. Na pierwszym roku na UŁ studenci biologii mają zoologię, botanikę, chemię nieorganiczną... W drugim semestrze co prawda nieco mnie niepokoi fizyka i matma, no ale przeżyłam fizykę z prof. W. w liceum, to przeżyję wszystko ;)
No i zaczęłam szukać dobrego korepetytora do chemii. I generalnie sytuacja jest dramatyczna, ja nie wiem, co jest z tymi ludźmi. Chociaż gorzej niż w zeszlym roku to chyba nie może być. Serio. Mój zeszłoroczny korepetytor z pozoru był kandydatem idealnym: wykładowca na UMedzie, na farmacji, doktorant, a oprócz tego zatrudniony na pół etatu w jednym z łódzkich liceów. Bajeczka. Tylko że nikt mnie nie poinformował, że jest wstrętnym szowinistą i ogromną przyjemność sprawia mu, gdy może zrobić komuś przykrość, obojętnie w jakiej dziedzinie. I oczywiście nie wprost, tylko takie prztyczki, takie "niby nic". W końcu jak kiedyś wyszłam z płaczem, to stwierdziłam, że więcej już się tam nie pojawię.
Tak więc teraz prowadzę ostrą selekcję ;P Dzwoniłam do mojej pani profesor z liceum, która odeszła na emeryturę, kiedy szliśmy do trzeciej klasy, ale powiedziała, że ze smutkiem musi mi odmówić, bo wyjeżdża już na stałe do Wrocławia, do swojej córki. Szkoda, bo zawsze lepiej jest się uczyć z kimś, kogo się zna choć trochę.
Teraz pozostaje mi już tylko szukać dalej.
No i jeszcze zapłacić za legitymację studencką!!! Zapomniałam, cholera jasna!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz