Cholera jasna, styczniowe dni typu kutas znów dają mi się we znaki. Dla mnie osobiście nie ma nic gorszego niż spokojna egzystencja, nagle przerwana przez jakieś z pozoru błahe wydarzenie, które jest takim WEKTOREM PRZYPOMINANIA: usłyszę coś, coś mi się skojarzy, coś zobaczę, a trybiki w mózgu szybko przekierują mnie do jeszcze trochę za świeżych wspomnień i potem mam przynajmniej pół dnia z dupy. To znaczy, miałam oczywiście na myśli, że przez pół dnia chodzę wysoce niepocieszona. Obiecałam sobie, że spróbuję nieco wyjść z językowych rewirów bliskich rynsztoka, stąd moja osobista autokorekta, proszę odnotować i docenić.
W każdym razie styczeń to zło. Do wiosny daleko, świat wygląda jak z opisów Sosnowca w "Ludziach bezdomnych", wokół trwa sesja, więc nawet na znajomych słynnych z alkoholizmu nie ma co liczyć, a to wszystko sprawia, że za dużo czasu spędzam wyłącznie we własnym towarzystwie, a jest to działanie toksyczne w skutkach.
Narazie jestem na etapie "co ja najlepszego robię z życiem, jak ja niby mam zdać tę maturę", "chyba mnie kurwa popierdoliło z tymi studiami", "teraz ci się zebrało kretynko żeby sobie zmienić życie, gratuluję", generalnie w tej materii się obracam. Czasem sobie to urozmaicam klasykami w stylu "skończysz samotnie z kotem jako towarzyszem życia, na własne życzenie".
Domyślam się, że mój bezmierny optymizm jest dla odbiorcy wybitnie interesującym zagadnieniem, a jego odbiór ekstatycznym przeżyciem, dlatego w tym miejscu zakończę. Co by nie pluskać się w tym leniwym ścieku melancholii życia, w bezdennej kloace ludzkiego istnienia. Ponosi mnie wena! Może moim przeznaczeniem jest jakaś nihilistyczna proza, muszę się tym zainteresować. Zbadać docelowy target i w ogóle.
Tym bardziej, że chyba nie jest aż tak źle. Faktycznie nie bardzo panuję nad tym, o czym (zwłaszcza O KIM) myślę, strach przed maturą rozpala mi indiańskie ognisko pod tyłkiem, a kalendarzowa wiosna zacznie się dopiero za jakieś 2 miesiące, no ale heloł. Każdy dzień zbliża mnie do wakacji.
A po wakacjach, jeśli wszystko pójdzie tak jak pójść powinno, zacznę wszystko od początku. I będę się cieszyć, że spełniam swoje marzenia, które chyba bardzo usilnie przez długi czas starałam się zagłuszyć, a nie marzenia kogoś innego.
Ale ja nic nie mówię, nie zapeszam, nie myślę w życzeniowy sposób, nic nie robię. A właściwie to robię, uczę się jakiś abstrakcyjnych przedmiotów na przykład. I staram się wdrażać mój noworoczny plan pozytywnego myślenia. Z moim charakterem jest to wyzwanie, które można porównać ze zdobywaniem ośmiotysięczników przez ludzi, którzy mają lęk wysokości i skłonność do hipotermii, ale to żadna sztuka stawiać sobie wyzwania łatwe do zrealizowania.
Ambicja moi drodzy. Ambicja może przenosić góry.
Nie wiem czy to już ten moment, ale napiszę.
OdpowiedzUsuńWiesz, zawsze Cię podziwiałam. Ale od początku uważałam, że wybierając ten kierunek, chyba minęłaś się z powołaniem. Teraz trzymam kciuki, bo uparcie wierzę, że tym razem to jest ta najwłaściwsza decyzja. Powodzenia, Kochana!
ja też usilnie staram się wierzyć, że podjęłam właściwe decyzje. narazie cieszę się, że chyba faktycznie idę w kierunku, który będzie mi sprawiał (już sprawia! :)) dużo satysfakcji ;)
Usuńale nie zapeszam, nic nie mówię.
:*
germanistyka? :>
OdpowiedzUsuńNie potwierdzam, nie zaprzeczam :)
Usuń'Każdy ma to, na co się odważy' - prawda! Trzymam kciuki, Królowo.
OdpowiedzUsuńM.
dziękuję! :*
UsuńOczywiście, że ambicja może przenosić góry, o ile wcześniej się nie wypali :P
OdpowiedzUsuńciiiiiiiiiiii, trzeba się trzymać wersji, że jak się chce, to się nie wypali :D
Usuń"Ambicja może przenosić góry" chyba sobie napiszę to wielkimi literami na ścianie, żeby co rano budzić się i przypominać sobie o tym, żeby nigdy nie rezygnować, i żeby jej nie tracić choćby nie wiem co. Uff... Dzięki za tych parę niewinnych słów, które jakoś dotarły do mnie i przebiły chitynowy oskórek mojej głupoty ^^ Aż się pójdę biologii pouczę czy coś :p
OdpowiedzUsuńhahahahahahaha :)
Usuńja w takim razie życzę powodzenia w nauce biologii, znam ten ból! ;)
Taki to człowiek jest, że myśli. A to czasami /nawet często niektórych/ boli. Bo życie bywa trujące, a to często wraca we wspomnieniach. Niemniej trzeba iść dalej! Pisać dalej książkę swojego życia (usłyszałam to ost. w serialu) bo ONO cały czas "się dzieje" i my decydujemy, co będzie na następnej stronie. 3mam kciuki za Ciebie i wiem, że masz tę AMBICJĘ!:*
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
Usuńa z tą książką to niepokojąco prawdziwe... ;) który serial? :>
"Private Practice";)
UsuńCiekawość, co też za kierunek wybrałaś próbuje mi wywiercić dziurę w mózgu - ale jak już się dostaniesz to się przyznasz, co? :)
OdpowiedzUsuńwtedy na pewno :D
Usuńwypisz, wymaluj - jakby moje odczucia i przemyślenia. Tak bardzo na czasie.
OdpowiedzUsuń