sobota, 11 czerwca 2011

the great shipwreck of life

Życie mnie nie kocha, to jest konkluzja, która wchodzi w obieg z dniem dzisiejszym. Bo to, że jestem głupia i to w naprawdę KAŻDEJ dziedzinie, wszyscy zainteresowani zapewne wiedzą z naocznych obserwacji lub ewentualnie wysnuwają wniosek w oparciu o wypociny, które z mniejszą lub większą częstotliwością publikuję w internecie.
To tyle słowem wstępu.
Kolejną rzeczą, którą chciałabym się podzielić z czytelnikami mojego sWeet BLoogA$$sk@ :*:*:* jest to, że obecnie jestem w nastroju znanym powszechnie jako "bez kija nie podchodź", co znacząco wpływa na treści oraz formę zamieszczanych postów na wyżej wspomnianym ..::bLoGa$q::..
Co jeszcze.
Aha, pragnę wspomnieć, że Głupota (przez duże G!), której jestem mimowolną ambasadorką (bo nawet mi za to nie płacą), nie dotyczy wyłącznie sfery intelektualnej, ale także wszystkich pozostałych aspektów ludzkiego życia.
Z pozostałych ogłoszeń duszpasterskich pragnę przytoczyć, że mimo tego, że już tydzień siedzę sobie w uroczym mieście Łodzi, to nadal tęsknię za gorącem Sardynii i darmowymi drinkami. I przystojnymi facetami.
Że mam złe przeczucie a'propos niknącej powoli w mrokach dziejów matury AD 2011.
Że nie mam pomysłu, co ze sobą zrobię w razie ewentualnej (acz całkiem prawdopodobnej) klęski maturalnej.
I że w ogóle wkurwia mnie to, że w poniedziałek będę musiała po raz trzeci iść do dziekanatu, bo boska Bloody M. wraz ze swoją BFF, niżej zwaną SPECJALISTĄ ni cholery nie chce mi oddać tego, co wszak mi się kurwa należy jak psu zupa. Bo na ciężką chorobę jej moje świadectwo i zaświadczenie, że mogę pracować w laboratorium, gdzie jest BENZEN i jego pochodne. Rozumiem, jakby się modliła do mojego zacnego lica, które na ww dokumencie widnieje, ale po ostatniej awanturze może co najwyżej odprawiać na nim rytuał voodoo.
A Specjalista wcale nie lepsza, łajza.
Dała mi obiegówkę, gdzie muszę zaliczyć wszystkie katedry, nawet te, gdzie w życiu nie byłam ani nawet nie widziałam na oczy. Ale oczywiście kogo to obchodzi.

Jak ja uwielbiam narzekać. Tak naprawdę to jest chyba jedyna rzecz w życiu, która wychodzi mi naprawdę pierwszorzędnie.

A z rzeczy pozytywnych pragnę nadmienić, że zakwitł mi storczyk.
To tyle, dziękuję, dobranoc.

4 komentarze:

  1. ja moją pielgrzymkę do dziekanatu i prośbę o wydanie świadectwa, lub też jego kopii w celu ew. złożenia na drugi kierunek, ciągle odwlekam, ale yhh boję się że spotkam młodą sukę, starsza pani jest kochana i woła nas "myszki" <3

    OdpowiedzUsuń
  2. za-zdro-szczę. Jestem prawie pewna, że jeśli kiedykolwiek wyląduję u psychiatry, to on dowiedziedzie, że moją psychikę spaczył dziekanat BiOŚ. Tymczasem jutro podejście czwarte!

    OdpowiedzUsuń
  3. doktor-bez-stetoskopu15 czerwca 2011 21:51

    A ja już myślałam, że cały post będzie !!@#!#@$!@, a tu na koniec taka miła niespodzianka- storczyk zakwitł :D więc nie jesteś aż taką marudą, żeby tego nie zauważyć :D
    nie martw się, obiegówka ma na celu to, żeby doprowadzić studenta do białej gorączki. Jak się przenosiłam z Białegostoku, to też musiałam biegać po podpisy jakichś sekcji sportowych czy coś, żeby poświadczyć, że im piłki nie zabrałam :) też pomysł, nie wiedziałabym, co z nią mam zrobić :D pozdrawiam i głowa do góry!!

    OdpowiedzUsuń
  4. obiegówka w moim przypadku swoje zadanie doprowadzenia do szału spełniła pierwszorzędnie ;P zwłaszcza wtedy, kiedy musiałam znaleźć katedrę-widmo. Czułam się trochę jak Indiana Jones ;D Ale czego się nie robi, żeby znów móc przyjść do dziekanatu....;)

    OdpowiedzUsuń