czwartek, 13 stycznia 2011

please take me back to the start

Chyba przeżywam styczniowe przesilenie. Styczniową depresję. Styczniowe "Dni Kutasa".
Nie lubię stycznia. To jakiś taki martwy miesiąc. Nic się nie dzieje, jest brzydko, mokro i zimno, ludzie chodzą jak zombie i tylko patrzą na ciebie spode łba i mruczą "i want your brrrain... i want your brrrrain...!!!"
No więc nie lubię.
Tak samo jak nienawidzę, jawnie nie cierpię ludzi, którzy zamiast mózgu mają jakąś pseudo-mięsną papkę, jak hamburger z McDonaldsa. A już krew mnie zalewa, jak tacy ludzie dostają prawo jazdy, a potem indeks UŁ.
Konkrety? Proszę bardzo.
Miejsce akcji: Parking za budynkiem Biologii Molekularnej, godzina 9:30. Z pozoru zwykła studentka wydziału BiOŚ, tak naprawdę superstar, znana szerzej jako Królowa Wszechrzeczy, przyjeżdża na miejsce akcji w celu zaparkowania swojego automobilu zwanego Czerwoną Rakietą. O dziwo miejsca do parkowania jest nadspodziewanie dużo, w związku z czym nasza gwiazda decyduje się zaparkować w środkowym rzędzie samochodów, żeby mieć jak najbliżej do sali wykładowej, gdzie czeka już profesor S. i zaczyna deklamować cykl rozowojowy Phallangium opilio.
Królowa Wszechrzeczy, niżej zwana Martą, spędza na swoim wydziale cudowne 2 godziny, słuchając o mezodermalnym pochodzeniu, długich nogach i ewolucyjnym sukcesie stawów.
Marta decyduje się nie iść na wykład z botaniki. Nie ma ku temu żadnego poważnego powodu. Po prostu zapada decyzja, że w dniu dzisiejszym odpuszczamy sobie wykład profesora Medaliona.
Kolejne pół godziny spędza Marta umawiając się z ludźmi ze swojej grupy na piątkową imperezę. W bardzo dobrym nastroju zmierza na wyżej wspomniany parking, gdzie cały świetny humor bierze w chuja, bo jakiś kretyn zablokował jej auto od przodu, a inny debil od tyłu. I nie pomoże tu ani "Karny kutas za chujowe parkowanie" ani trąbienie ani nic z powszechnie stosowanych środków, bo i tak za chuja nie wyjadę.
Bluźniąc na czym świat stoi decyduję się zrobić zdjęcia tym arcymistrzom kierownicy, a raczej ich wehikułom.
I tutaj wydarza się coś, czego nie mogę nazwać inaczej niż tylko przeznaczeniem.
Rzucając panienkami na lewo i prawo widzę, że zbliża się do mnie osobnik płci męskiej. A potem miód dla moich uszu! "Ale jakiś kutas panią urządził!".

Człowieku, spadłeś mi z nieba!

A potem nastąpił doniosły moment użycia linki holowniczej i przetransportowania srebrego-kurwa-poloneza na sam środek parkingu. I oczywiście zostawienie pewnej bardzo miłej wiadomości.

I błagam, niech już będzie lato.
Lipcu, wróć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz