czwartek, 15 lipca 2010

shitday

Dostałam się na biologię i na mikro. I teraz już totalnie nie wiem, co mam robić. Czekać na następną listę na lekarski, czy zanosić papieren na uniwerek, ażeby mieć wszystko w dupie do samego października? Hmm...?
No fuuuck.
Jeszcze raz zobaczę na facebooku: "HAHAHA!!! Jestem studentem m-e-d-y-c-y-n-y!!!" albo "Od dzisiaj reaguję tylko na PANIE DOKTORZE!" albo coś równie durnego, to rąbnę tym laptopem o ścianę. A na tych tam pajaców, co to piszą to napluję przy najbliższej okazji.
I tak najlepsze jest to, że GDYBYM się dostała, to prawdopodobnie miałabym chęć napisać coś w tym guście JAK NAJSZYBCIEJ. Tyle że ja wiem, że to jest idiotyczne i bym się powstrzymała. Ale chciałabym to zrobić. Na 100%.
W każdym razie czuję się jak ostatni robal.
Wiem, nie powinnam narzekać, w końcu biologia to jest w sumie fajny kierunek. Nieważne, że w tym kraju praktycznie bez perspektyw. JEST FAJNY. Ale co z tego, skoro ja doskonale wiem, że to nie jest to, co naprawdę chcę robić w życiu? Owszem, wszystkie tam widłaki jednakozarodnikowe i cytokininy są ciekawe, ale bez jaj, całe zasrane życie mam pierdolić o układzie krwionośnym ślimaków? Już mi się zbiera na rzyganie, a co dopiero po studiach.
A i tak największe prawdopodobieństwo jest, że nie będę mogła pracować w zawodzie. A bo? A bo nie ma zapotrzebowania na biologów. Co najwyżej w szkole, a do tego nie posunę się, o ile nie będzie mi grozić śmierć z głodu.
Co prawda zostaje jeszcze mikrobiologia. W sumie jestem nawet zdziwona, że mnie przyjęli, bo jest tylko 30 miejsc, a chętnych było całkiem sporo jak patrzyłam, prawie 5 osób na miejsce. A od mikrobiologii do medycyny jest już chyba bliżej niż od takiej, dajmy na to, fototaksji, prawda?
Co nie zmienia faktu, że absolutnie mnie to nie pociesza.
Chyba muszę pogodzić się z faktem, że nie dane mi będzie zostać lekarzem. Bo matury chyba nie będę poprawiać. I nie chodzi tu o żadne wygodnictwo, po prostu kończąc każdy kolejny egzamin w tym roku, byłam przeświadczona, że nie chcę tego przeżywać jeszcze raz.
Bo na nic mi się zdał cały rok RYCIA tej jebanej chemii i posranej biologii i patrząc na to trzeźwym okiem, nie wiem, co się trafi na maturze w przyszłym roku.
Teraz będą gorzkie żale.
No bo tak. Uczyłam się, sporo, i miałam wrażenie, że to co umiem, w zupełności starczy mi na 85-90%. Zwłaszcza, że robiłam testy z poprzednich lat i praktycznie nigdy nie schodziłam poniżej 85%.
A tu proszę, mamy 10 maja, AD 2010 a tu matura zaskakuje maturzystów!
17 maja - jeszcze gorzej.
Nie będę się chwalić, ile miałam procent, bo to akurat ma najmniejsze znaczenie.
Po prostu muszę się z tym pogodzić, nie da rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz