poniedziałek, 3 października 2011

Z jak Zabrze

Długa nieobecność na serwerze blogspot.com została spowodowana niespodziewaną przeprowadzką autorki, za co wyżej wspomniana przeprasza i obiecuje poprawę. W miarę możliwości oczywiście.

***

Otóż spieszę donieść, że się PRZEPROWADZIŁAM DO ZABRZA. I że od półtorej godziny nawet mam internet, więc niczym wygłodniała hiena (ah te wymyśle metafory!) rzucam się na wszystko, od czego przez ostatni tydzien byłam brutalnie odcięta: począwszy od fejsbuka (szatańskie narzędzie), przez pudelka (tak, wstyd mi) aż po portal z serialami, gdzie W KOŃCU mogę obejrzeć pierwsze odcinki siódmego sezonu "How I met your mother". Innymi słowy, wracam do rzeczywistości.
I tylko trochę dziwnie się czuję, mając świadmość, że przynajmniej przez najbliższe, hmm, X czasu, to Zabrze będzie moją rzeczywistością.
Prawdziwe zajęcia dopiero od środy (chociaż to dyskusyjna kwestia, bo dla mnie przysposobienie biblioteczne NIGDY nie będzie poważnym PRZEDMIOTEM, ale wsród Śumowskiej gawiedzi chyba jestem osamotniona), więc póki co nie podzielę się z wami wrażeniami odnośnie STUDIOWANIA. Jednyne czym ewentualnie mogłabym się podzielić, to tysiące obaw, które łomoczą mi w głowie, ale to raczej jest takie średnio medialne. I nie przewiduję tego upubliczniać. W trosce o zdrowie psychiczne czytelników oczywiście. Bo moja wrodzona próżność byłaby mile połechtana, gdybym jednak zdecydowała się uskuteczniać autopsychoterapię w internecie. No ale trzeba nad nią zapanować.
Oprócz tego miasto na Z. nieco mnie towarzysko onieśmiela i póki co jeszcze nie zdecydowałam wybrać się na żadne integracyjne spotkanie. Co jest o tyle dziwne, że generalnie nie zdarza mi się doborowolnie rezygnować z imprez. Ale póki co chyba nieco bardziej muszę się zintegrować z szeroko pojętym Zabrzem, potem zajmę się ogarnianiem ludzi, którzy zdecydowali, podobnie jak ja, studiować właśnie TU.

W każdym razie Śląsk mi się podoba. Są pewne rzeczy, które cudownie mnie zaskoczyły, choćby to, że tutaj wszyscy są tak straszliwie MILI.
Albo to Łódż jest miastem gburów, co w sumie nie jest takie znowu nieprawdopodobne.
Są rzeczy, których muszę się jeszcze nauczyć, choćby poruszanie się komunikacją miejską, bo jak poprosiłam o bilet na pół godziny (bo w mieście tkaczy, z ktorego pochodzę, bilety są CZASOWE), pani bardzo uprzejmie, aczkolwiek ze wzrokiem sugerującym, że chyba nie wzięłam porannej dawki leków, spytała: NA JEDNĄ GMINĘ, TAK?
No więc powiedziałam, że chyba tak. Bo dopiero później się dowiedziałam, że tutaj cena biletu uzależniona jest od ilości miast, przez które dany środek transportu przejeżdża. Bardzo sprytne.

No i jak można nie wiedzieć co to jest KRAŃCÓWKA? Albo MIGAWKA? Pytam się pana, którędy dojść na krańcówkę, to mina "chyba spadła pani z księżyca, królewno" wyraziła wszystko.

Czuję, że przede mną znacznie więcej nauki, niż tylko anatomia.

7 komentarzy:

  1. Początki zawsze są trudne, ale się przyzwyczaisz - zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. doktor-bez-stetoskopu4 października 2011 18:45

    A co to jest krańcówka albo migawka? Ja też nie wiem :P ach, ta wasza południowa gwara :D
    P.S. Dla mnie przysposobienie biblioteczne, podobnie jak BHP, nie jest przedmiotem. Ale są tacy, co się niby na to uczą :D powodzenia, będzie dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, ze na Śląsku tak Ci się podoba, bo zazwyczaj opinia jest inna. A teraz opowiedz ak tam po pierwszych zajęciach, strasznie pytali? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam na roku wariatów, ale z takimi, którzy cisną do szkolenia bibliotecznego, jeszcze się nie spotkałam na szczęście xD
    Ja też się przestawiałam, bo w Toruniu są tylko jednorazowe, a w Trójmieście przeróżne :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ej no, co tam słychać? Jesteśmy spragnieni wiadomości:D:D

    OdpowiedzUsuń
  6. @vuze - mam nadzieję ;)
    @doktor-bez-stetoskopu - mam nową misję! będę szerzyć łódzką gwarę we wszechświecie ;) migawka - to w pozostałych miejscach kraju nazywa się bodajże bilet miesięczny; krańcówka - to jest to miejsce, gdzie zawracają tramwaje :P
    @Anonimowy - co prawda Zabrze urodą nie powala, ale Łódź jest jeszcze brzydsza, więc tak czy inaczej zaliczam estetyczny progres ;) na pierwszych zajęciach pan dr zwany Ej Kejem przez pół godziny maglował mnie z kości ramiennej, a dla mnie, jako dla nieopierzonego studenta, to był stres na miarę matury ;D
    @Kardiolog - takowi szaleńcy istnieją, zapewniam cię! :)
    @Anonimowy - odsyłam do górny, w końcu udało mi się wypocić jakąś nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabrze jest momentami nijakie, ale jeśli lubisz spacerowac i przy okazji robić zdjecia to możemy pospacerować ;)
    pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń