czwartek, 31 lipca 2014

Well, I'm sorry girl but I can't stay

Muszę przyznać, że nawet jak na moje standardy, trzy miesiące ni mniej ni więcej tylko grobowego milczenia i kosmicznej ciszy to wynik mogący spokojnie iść na rekord. Wydarzyło się całkiem sporo, bo i udało mi się zaliczyć i zdać wszystko w terminie, który umożliwia mi od prawie półtora miesiąca upajanie się wakacyjnym stanem bytu, jak i zdać na tyle dobrze (odpukać odpukać odpukać), że mam szczerą nadzieję witać radosnym uśmiechem każdy początek miesiąca, patrząc na konto bogatsze o kilkaset państwowych złotówek, z tytułu wyników w nauce. Egzamin z historii Czech zatruwał mi krew na długo zanim się odbył, głównie ze względu na osobę doktor prowadzącej, natomiast okazał się być całkiem przyjemny i mało inwazyjny, a Praska Wiosna jest mi jeszcze bliższa i droższa sercu niż do tej pory. Zagadnienia na egzamin z fonetyki z kolei jeszcze w maju zdawały się być materią niemożliwą do przeniknięcia, a jakąś niezbadaną decyzją losu wyszedł przedtermin i pękata piąteczka w indeksie. Pozostałe zaliczenia w mniejszym lub większym stopniu zachwiały moim samopoczuciem, ale w ostatecznym rozrachunku tak czy siak wyszło 13 : 0 dla Królowej.
Myślę, że to tyle tytułem wstępu.

Tytułem rozwinięcia powiem, że przeżywam, po raz kolejny (gdzieś po tysiąc pięćsetnym zatraciłam rachubę, także "po raz kolejny" zdaje się być dość zgrabnym określeniem rzeczywistości), dyskurs myślowy dotyczący szeroko pojętej przyszłości. Tego, że licencjat z filologii zrobię, jestem pewna. Nawet nie przypuszczałam, że te studia mogą być tak wciągające i tak rozwijające, bez względu na to, jak patetycznie to brzmi. Oczywiście czasami mam dość gramatyki, w każdym swym demonicznym wcieleniu, na myśl o długościach chce mi się rzygać, a poprawna wymowa "h" nadal jest dla mnie równie osiągalna, co pidżama party na Alfa Centauri, ale i tak uwielbiam te studia. Co nie zmienia faktu, że magistrem filologii raczej nie zostanę. A przynajmniej nie w czasie lat pięciu (to jest już czterech najbliższych), które minister szkolnictwa wyższego przewiduje na jednolitą naukę, bo nie wykluczam, że może jeśli ambit nie pozwoli mi żyć (niemniej wątpię), to wrócę. Póki co trzy lata na humanistyczne spełnienie uznaję za wystarczające. I w związku ze zdaniem powyższym, zmuszona jestem się zastanawiać, CO DALEJ. Nieco przerażająca wydaje mi się wizja podchodzenia do matury JESZCZE RAZ (tutaj małe wyjaśnienie a'propos komentarzy pod poprzednim postem: W TYM ROKU NIE ZDAWAŁAM MATURY, podkreślam po trzykroć, chociaż miałam, złudne zdaje się, wrażenie, że dość wyraźnie zaznaczyłam to już pod wspomnianą notką; póki co, to były ledwie trzy podejścia, nie róbcie ze mnie ekstremistki!), nie tyle ze względu na maturę samą w sobie, do tej powoli się przyzwyczajam, ale mina pani dyrektor pewnego łódzkiego liceum, do którego miałam szczęście uczęszczać, prawdopodobnie zwali mnie z nóg. O ile na widok kolejnej deklaracji maturalnej z moim nazwiskiem ona sama nie dostanie zawału.
Faktem jest, że nie mam w głowie planu. Co jakiś czas wpada mi do głowy pomysł, co zrobię, kiedy już uzyskam wyższe wykształcenie z rąk UWr, ale do żadnego się szczególnie nie przywiązuję, choć przyznać muszę, iż niektóre rzeczywiście nieco faworyzuję. Ale nadal nie wiem. Albo i wiem, ale sama jeszcze nie chcę tego w głowie krystalizować, bo znowu się okażę, że zaczynam chcieć za bardzo i będzie bardzo bolało, jeśli się nie uda. Za stara już jestem na spadanie ze zbyt wysokich koni.
No a z drugiej strony, jak marzenia trochę nie przerażają, to znaczy że są za małe.
Spłyń na mnie, szlachetna Równowago, bo mózg mi się pieni, jak gotowane płucka.

Szczerze mówiąc długo mogłabym pisać o tym, że czasami przeżywam zastrzyk z frustracji, kiedy myślę, że gdyby wszystko było normalnie, szłabym teraz na czwarty rok studiów w Zabrzu. Że odczuwam dziwny rodzaj zazdrości, kiedy czytam, że ktoś się dostał na lekarski. A ta zazdrość to nie dlatego, że się DOSTAŁ, ale dlatego, że pamiętam, jak bardzo byłam szczęśliwa, kiedy sama się dowiedziałam, że od października będę żyć w momentami toksycznym związku z Bochenkiem. A z drugiej strony już trochę nie mogę doczekać się powrotu do Wrocławia, do codziennych spacerów na Pocztową i uczenia się nadal śmiesznych czeskich słówek. Chociaż w głębi duszy już nie mogę się doczekać, żeby skończyć bohemistykę i pójść dalej. Ale dokąd? Nie wiem. Bo mimo tego, że jestem teraz naprawdę bardzo szczęśliwa i wierzę, że wszystko, co mi się do tej pory przydarzyło ma w sobie jakiś tam ukryty cel i do czegoś tam głębszego prowadzi, to wiem, że stanie w miejscu równa się cofaniu. Potrzebuję rozwoju, tylko zupełnie nie wiem,w którą stronę pójść.

A teraz gładko przejdę do zakończenia tej nieprzyzwoicie długiej notki.
Mój blog jakieś dwa tygodnie temu skończył 4 lata i myślę, że to dobry czas, żeby się trochę podsumować i przyznać, nie bez odrobiny melancholii, że Królowej już nie ma. Królową byłam zaraz po maturze, byłam podczas biologicznego epizodu, a nawet jeszcze w Zabrzu, wśród dziczków, pyłów i "Torcida Górnik Zabrze!!!". Być może zabrzmi to nie tak jak bym chciała, ale naprawdę bardzo się cieszę, że już nią nie jestem - bo jestem zupełnie innym człowiekiem, odczuwam inaczej, robię inaczej, zachowuję się inaczej i przede wszystkim - MYŚLĘ inaczej (co nie znaczy, że jestem już jakoś szczególnie mądra, proszę się nie podniecać).
Kiedyś ważny był cel, ten jeden jedyny, z białym fartuchem i Sobottą w tle, żeby nie zawieść mamy, taty, pani od biologii, żeby na fejsbuku wpisać "studiuje: lekarski", żeby nie być gorszą niż wszyscy znajomi, którzy zaraz po maturze poszli na wymarzone studia. Kiedyś szczyt był tylko jeden, a porażka bolała dramatycznie, bo horyzont miałam bardzo zawężony. Dopiero później zaczęłam dojrzewać do tego, że świat się nie kończy na tym, że coś nie wyszło. Bo może wyjdzie innym razem, a w międzyczasie może mnie spotkać sporo dobrego. No i tak faktycznie było i jest, a zapewne i będzie.

Za to myślę, że raczej nie będzie już Królowej. Czy będę ja, zobaczymy. Trochę za bardzo lubię pisać (a raczej lubię, kiedy ktoś czyta to, co udało mi się napisać, bo pisanie dla pisania jest dla mnie zbyt melodramatyczne, gdyż nieustająco kojarzy mi się z wierszami o wielkiej miłości i spadających liściach z liceum), żeby raz na zawsze odłożyć pióro do kałamarza (czy coś w tym stylu), ale myślę, że już nie tutaj. No i wtedy będę zmuszona znaleźć sobie kolejne alter ego, co nie jest wcale prostą sprawą.
Tak czy inaczej, chciałam zakończyć swą królewską działalność jakimś nawiązaniem, zamknąć klamrą czy zastosować jakiś inny fancy zabieg, żeby było lege artis, ale przeczytałam swoją pierwszą notkę i naprawdę nie ma tam nic, co mogłabym zacytować bez uśmiechu zażenowania, więc przyznam tylko, że nadal "lubię sobie czasem trochę ponarzekać". I myślę, że w tej kwestii do samej śmierci niewiele się zmieni.
A póki co: do zobaczenia!

23 komentarze:

  1. Ale jak to O.o Mało nie omdlałam z podniecenia gdy zobaczyłam nowy wpis :P a tu na koniec takie rzeczy :( Nie znikaj z internetów...

    OdpowiedzUsuń
  2. :( i tak sobie odejdziesz :(. Założysz innego bloga ? I nic nam nie powiesz :(. Też kiedyś marzyłam o medycynie, jednak stwierdzilam, że to byłby zły wybór. Chociaż jakoś bliska sercu i bardzo interesujaca ta medycyna (mimo braku lekarzy w bliskiej rodzinie ), to chyba jednak za bardzo zajmująca i uzależniająca jak na całe życie, wiec od października lingwistyka ;). Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz napisać jak było z tą medycyną w Twoim życiu tak po krótce ? Nie dałam rady ogarnąć Twojego CAŁEGO bloga, więc jeśli byś mogła. :)
    Studiowałaś rok, dwa ? Czemu zrezygnowałaś ? Co było nie tak ?
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero pare miesięcy temu natrafiłam na Twojego bloga. Już po przeczytaniu paru wpisow wiedziałam, że będę tu często zaglądać. Dlatego wieść o planowanym zakończeniu działalności bloga szczerze mnie zasmuciła i równie szczerze rozczarowała. Dzieki wpisom na Twoim blogu zrozumialam, ze nie jest ze mna aż tak źle. Zrozumiałam, ze istnieja ludzie, ktorzy rowniez miewają problem z określeniem tego co chcą robić w życiu. Taki jak i Ty niegdyś pragnęłam zostać lekarzem, nosić kitel i zbawiać świat. Los sprzedał mi prztyka w nos i nie dostałam się na wymarzone studia. Nastąpił moment wyboru i pytanie co dalej. Byłam załamana, nie wiedziałam co robić. Teraz studiuję kierunek z zupełnie innej dziedziny. Niby jestem zadowolona, ale gdy dowiaduję się, ze ktos studiuje lekarski to odczuwam nutkę(dobra, może nawet całą gamę) zazdrości. Bardzo czesto(ok, codziennie) zastanawiam się co dalej. I w tym miejscu muszę przyznać, ze dzieki Twoim postom na temat przyszłości i temu co dalej, czuję się lepiej. Naprawdę. Czuję jakby ktoś wreszcie skondensował moje myśli i przelał je na papier(hmm raczej na klawiaturę). Jakby wreszcie ktoś wyraził to co czuję i nie spowodował przez to żadnej katastrofy. Serio, tak jakby poczucie winy, ze nie wyszło tak jak miało wyjść, gdzieś znikło. Więc proszę nie odchodź. Wiem, ze to egoistyczne ze strony nas, czytelnikow, ale proszę nie rób tego. Jeśli potrzebujesz czasu to poczekamy...jestesmy juz do czekania przyzwyczajeni ;-). Masz ewidentny dar pisania, wiec jesli nie wiesz co dalej to, tutaj skromna rada, pisz. Nie jestem dziennikarką/pisarką/kimkolwiek z tej branży, ale muszę przyznac, ze wielokrotnie powtarzałam czytając Twoje wpisy "Ta dziewczyna ma cholerny talent!". Tak wiec kończąc swą wypowiedź(jak widac rowniez mam tendencje do rozpisywania się) mam ogromną nadzieję, ze rozwazysz nasze prośby, a jezeli nawet zamkniesz bloga to kiedyś wrócisz i jeszcze nie jeden raz nas zaskoczysz(swoimi planami na przyszłość of course ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za ewentualne błędy interpunkcyjne/składniowe, ale piszę ten komentarz na telefonie + jestem nadal w stanie lekkiego szoku po przeczytaniu wpisu i zaakceptowaniu faktu, że it might be the end.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Dziewczyno, a kiedy w końcu jakieś decyzję odnośnie zawodu? Trochę mi żal Twoich rodziców, bo przecież w nieskończoność nie można studiować, a oni nie mogą Cię w nieskończoność utrzymywać. Wybacz mi dosadność, ale rozumiem - można się pomylić w studiach raz, drugi, ale w końcu coś trzeba skończyć jeśli już się to zaczęło. Dla samego dopięcia tego do końca.
    Medycyna - tak dużo ludzi o nią walczy, a Tobie przyszła stosunkowo prosto. Czymże jest jedno poprawienie matury? Właściwie to wszystkie Twoje studia przyszły Ci dość prosto. Z bohemistyką włącznie. Mówisz - masz! Ale w końcu trzeba się na coś zdecydować od początku do końca. Albo w ogóle dać sobie spokój. Tak myślę.
    W każdym razie trafnych decyzji Ci życzę, nie kolejnego błądzenia i 100 deklaracji maturalnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopcze/dziewczynko! Trochę mi żal Twoich rodziców, bo przecież można było cię nauczyć czytać ze zrozumieniem i nauczyć, że moralizowanie przez internet, gdy nie znasz osoby (bądź nie jesteś w stanie przeczytać i pojąć sens tego, co jest napisane na jej blogu), której starasz się dać "dobre rady", jest nader głupie i dziecinne (choć może ta ostatnia cecha odpowiada jednak twojemu przedziałowi wiekowemu, w tej sytuacji zwracam honor). Czemu nie posiadło (używam rodzaju nijakiego, ponieważ nie znam płci twej, a jestem zbyt leniwy, aby ciągle stawiać łamańce płciowe) tej umiejętności? Nie wiem. Jest napisane w poście jednak, że wywołana przez ciebie apostrofą "Dziewczyna wie", iż bohemistykę skończy (na licencjacie wprawdzie, ale mam nadzieję, że w twoim mniemaniu uzyskanie wykształcenia wyższego nie jest równoznaczne z uzyskaniem tytułu magistra, bo nie dość, że musiałbym w tym momencie doliczyć ignorancję do listy twoich osiągnięć, to jest to jeszcze myślenie zgoła głupie, patrząc na charakter tych studiów). Podejrzewam, że Dziewczyna myśli co robić dalej, bo rynek pracy jest jaki jest i z wykształceniem li tylko filologicznym (pojedynczym) znaleźć zawód wykorzystujący zdobyte umiejętności jest diablo trudno (chyba że twierdzisz, że to bułka z masłem, ale to tylko potwierdzałoby moją tezę o twoim postrzeganiu świata na poziomie 10-latka). Względem medycyny- nie wiem, czy śledzisz ten blog od początku, ale skoro już moralizujesz, to racjonalnym byłoby pomyśleć, że tak (choć jak już pewnie się domyślasz- w twoją racjonalność powątpiewam), a skoro już tak, to po raz wtóry podejrzewam u ciebie brak umiejętności zbijania tych słów zdania, a w dalszej kolejności (olaboga!) wyciągania z nich wniosków. Tak czy siak- Dziewczyna nie zakończyła swej edukacji medycznej z własnej woli, miała wtedy problemy wszelakie, a medycyna została jej skutecznie obrzydzona. Jak być może wiesz (pewnie nie...) warunki rekrutacji na medycynę są różne na różnych uczelniach, co więcej ciągle się zmienia (szczególnie przez parę ostatnich lat). Niech więc Dziewczyna myśli i robi to, na co ma ochotę- medycyna, inna filologia, szydełkowanie i koszykarstwo (nie, nie to z piłką, geez), cokolwiek będzie uważała za stosowne. Nic do tego anonimowym adresom internetowym. Podejrzewam jednak, że tego typu internetowa masturbacja sprawia osobom twojego pokroju sporo przyjemności i pomaga ci myśleć o sobie jako o personie o ogromnym doświadczeniu życiowym i tożsamej inteligencji, jak jednak wspomniałem wyżej- nic bardziej mylnego. Skoro już wiesz jak łatwo kogoś obrazić w internecie, to ja ci życzę, aby następnym razem w podobnej sytuacji wstrzymało konie i zatrzymało swoje "myśli" dla siebie.

      Pozdrawiam,
      a przepraszam, przecież w internetach się nie podpisuje, bo tak łatwiej...

      Usuń
    2. Anonimowy/a Anonimie, po pierwsze to słowa nie są skierowane do Ciebie, więc łaskawie - nie wtrącaj się, bo Twoja elokwencja w wysławianiu nie usprawiedliwia komentowania komentarza nie skierowanego do Ciebie.
      Po drugie czymże jest sam licencjat? Pełne studia to magisterka i taki był sens mojej wypowiedzi Anonimie. Po trzecie medycyna - ach ta medycyna, jak dla mnie to można sobie rzucać ją w diabły, znów - sensem mojej wypowiedzi nie jest jakieś tam oburzenie, że ktoś rzuca medycynę, tylko że ktoś rzuca już drugie z kolei studia. Problemy, no tak...... wszystko na te problemy. Jak się ma dziekankę przez rok to problemy można rozwiązać nawet 3 razy, a w ostateczność uczelnię zmienić na łódzką. Chyba, że ma się problemy z chłopakami i wszystko robi pod niego, a nawet wybiera miasto na studia.
      A podniecenie drogi/a Anonimie czerpiesz zapewne Ty z komentowania komentarzy nie skierowanych do Ciebie i teraz wybacz mi, ale zniżę się do Twojego poziomu.
      "Och skomentowałem komentarz nie do mnie, och jak mi dobrze".
      Pozdrawiam, Anonim do Anonima.

      P.S. A Autorka bloga mota się w swoim życiu niemiłosiernie. Ciekawe z taką częstotliwością zmieniała też licea, gimnazja. Każdy rok gdzie indziej.

      Usuń
    3. Demyt- Autorka (już nie Dziewczyna? szkoda, przyzwyczaiłem się :( ) mnie ubiegła, ale nic to, jak przeczytasz dwa razy, to może zrozumiesz (wątpliwe- kom. red.) Po pierwsze- dzięki za komplementację mojej elokwencji. Wiesz, nowy w komentowaniu jestem, także się cieszę, że mi to wychodzi :) Jakkolwiek nadal nie widzę większego sensu w twoim pierwszym zdaniu, ale zrzucam to na karb faktu iż czytanie i pisanie to naczynia połączone, więc nie oczekiwałem w sumie wysokich lotów. No i wnioskując z nacechowania emocjonalnego twej wypowiedzi, pewnie było gorąco. Reszty nie komentuję, ponieważ jestem leniwym skurwysynem i mi się po prostu nie chce (za dużo roboty, a i tak pewnie jak krew w piach), ale generalnie napisałbym wszystko co napisałem już wyżej (brak pojęcia o sytuacji, czytanie ze zrozumieniem, ignorancja, głupota i światopogląd 10-latka- podsumuję, żeby nie musiało się znów męczyć z tymi cholernymi literkami), tylko po raz wtóry musiałbym to argumentować twoimi wypocinkami. W ramach rozwijania hobby (komentowania czyjegoś życia, oburzania i dawania "dobrych rad") polecam kozaczki, pudelki i podobne, znajdziesz tam w komentarzach swoją przystań. Cholera teraz ja się zmieniam w wujcia dobrą radę. Zmykam więc, póki mam jeszcze resztki intelektu :) Ta-ta :*

      Usuń
  6. Widzę, że jednak jestem zmuszona zainterweniować, ponieważ robi się tu bardzo nieprzyjemnie, a nie widzę absolutnie żadnej potrzeby, by tak było.
    Z racji tego, że nie wiem kim jesteś, Anonimie (choć uważam że podpisywanie się jest akurat w dobrym tonie, nawet w internecie), zachowam formę bezosobową, zwracają się do ciebie w poniższych słowach.
    Widzę, że rościsz sobie prawo do oceniania mnie, nie znając mnie niemal w ogóle, w swej ocenie bazując na tym, co sama zdecyduję się ujawnić na blogu. Słaba taktyka, jeśli chce się komuś dopiec.
    Zarzucasz mi, że żeruję na moich rodzicach, przedłużając sobie, o ja bezczelna!, beztroski studencki żywot. Jest to absolutną nieprawdą, ponieważ niemal w całości utrzymuję się sama. Nie możesz tego wiedzieć, bo nie widzę celu w pisaniu na blogu, że mam własne źródło dochodu, które pozwala mi się utrzymywać już trzeci rok - a mimo to oceniasz. 1 :0.
    W kolejnym zarzucie: "można się pomylić w studiach raz, drugi, ale w końcu coś trzeba skończyć jeśli już się to zaczęło. Dla samego dopięcia tego do końca" - no widzisz, nie zgadzam się, ale dyskusja o kwestiach światopoglądowych z samego założenia jest bezcelowa, toteż nie będę jej prowadzić. Ja wyznaję zasadę, że wolę się parę razy pomylić, ale przez resztę życia być szczęśliwym człowiekiem, robiąc to, co naprawdę lubię, niż skończyć jakieś studia, cytuję raz jeszcze, "jeśli już się to zaczęło", bo tak każe wioskowa mądrość.
    Zarzut 3 - wszystko mi przychodzi na pstryknięcie palcami. Wszystko mi przychodzi dokładnie tak samo trudno, jak wszystkim innym ludziom - wyłącznie ciężką pracą. Ani na medycynę, ani na filologię nie dostałam się na piękne oczy. I twoje "mówisz - masz" jest trochę nie na miejscu, bo dla mnie "mówisz - masz", to godziny spędzone na korepetycjach i z nosem w książkach.
    " Ale w końcu trzeba się na coś zdecydować od początku do końca. Albo w ogóle dać sobie spokój. Tak myślę." - całe szczęście ja tak nie myślę. I z całym szacunkiem (którym darzę wszystkich ludzi, nawet Anonimów z internetu), ale twoje zdanie niewiele mnie obchodzi. Stwierdzenia tego typu proponuję zachować dla własnych dzieci (ten mentorski ton!) albo chociaż dla kogoś, dla kogo twoje zdanie będzie przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość. I uwierz, nie będą to obce osoby z internetu.
    " trafnych decyzji Ci życzę, nie kolejnego błądzenia i 100 deklaracji maturalnych" - za życzenie dziękuję, trafność podejmowania decyzji przydaje się każdemu człowiekowi jak sądzę, a jeśli chodzi o 100 deklaracji maturalnych - nie mam z tym problemu. Chybiony cios ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odnośnie twojego komentarza nr 2. Wykształcenie licencjackie jest wykształceniem wyższym, polecam sprawdzić definicję, poczciwa wikipedia bywa przydatnym narzędziem przy rozważaniach tego typu. Po drugie, i tutaj będę stanowcza, nie masz prawa oceniać moich problemów i wynikających z nich decyzji. "Problemy, no tak...... wszystko na te problemy". Nie masz pojęcia, podobnie jak żadna osoba, która zna mnie wyłącznie z internetu, z czym musiałam się mierzyć. I nigdy nawet nie wspomniałam o nich na blogu, bo są to rzeczy, o których staram się nie mówić, tym bardziej w internecie. I uwierz mi, rozwiązywanie ich "nawet 3 razy", jak skrzętnie zdołałeś/aś obliczyć, każdy zdroworozsądkowy człowiek uzna za niemożliwe. Każdy.
    Co zaś się tyczy moich "problemów z chłopakami", to myślę, że znacznie lepszym miejscem na ich omawianie będzie magiel albo inne sprzyjające obrabianiu tyłka miejsce. Blog jest średnim miejscem, bo każdy w miarę wychowany człowiek wie, że publiczne ocenianie czyiś wyborów w tej sferze, dodatkowo się nie podpisując, jest w złym tonie. Nawet jeśli tak strasznie cię uwiera, że przeprowadziłam się do Wrocławia, bo tam mieszka mój chłopak. Sodoma i Gomora po prostu!

    A na koniec nasunął mi się pewien wniosek - skoro tak bardzo mierzi cię wszystko to, co piszę, tak bardzo mierzi cię moja osoba i moje wybory (tak bardzo niezgodne z tym, co sam/a wyznajesz) - nie czytaj. Naprawdę, wszystkim zrobi się lepiej ;)
    Zresztą nie słyszałam o jakimś odgórnym nakazie czytania blogów, których się nie lubi. Nie lubisz, nie czytasz. To naprawdę nie jest skomplikowane.

    Aha, z racji tego, że uważam, że twoje komentarze nic konstruktywnego w moje życie nie wnoszą, a dodatkowo zaburzają mi przyjemność płynącą z jedzenia truskawek, zdecydowałam, że każdy kolejny komentarz, który zdecydujesz się stworzyć, będzie usuwany. Nie uważam, żeby tak jałowa dyskusja była mi potrzebna pod moją ostatnią notką, która z założenia miała być miła i przyjemna. Jeśli jednak nadal masz ochotę ją prowadzić, zapraszam na maila, jest podany po prawej stronie. Myślę, że od samego początku dyskusja via mail byłby lepszym rozwiązaniem niż publiczne plucie. Chyba że tak bardzo potrzebujesz publiczności, ale to już nie jest zdrowe.

    Pozdrawiam!
    K.W.

    P.S. Miotam się, miotam! Ale to dla mnie żaden powód do wstydu ;)
    A skoro za ciekawe uważasz to, z jaką częstotliwością zmieniałam szkoły, to musisz mieć naprawdę NAPRAWDĘ nudne życie! Niemniej jednak odpowiedź brzmi: ani razu. Za to teraz nadrabiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chapeau bas Królowo! Podejrzewam, że wielu ludziom puściłyby nerwy na takiego trolla, jaki tobie się trafił, a ty wybrnęłaś z tego naprawdę z klasą.
    Nie przejmuj się jakimiś anonimowymi frustratami i rób to, co ty uważasz za słuszne, bo to twoje życie, a beznadziejnym trollom nic do niego :)

    Michał

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałem tak samo z pisaniem matury, chciałem poprawić żeby się dostać na medycynę. Dyrektor każdego liceum reaguje tak samo, nie przejmuj się - zawsze jest to wypowiedziane ze zdziwieniem "A co Ty tutaj robisz?" ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Krolowo nie znikaj!!!!nie czytam blogow,nie lubie blogow i nawet nie wiem jak tu trafilam jakies pol roku temu,ale trafilam i zostalam!Niewatpliwie masz talent do pisania!jest miedzy nami jakies 10lat roznicy-z niekorzyscia dla mnie bo to ja jestem ta starsza starsza,ale uwielbiam czytac Twoje wpisy.Dlatego nie koncz!zreszta cokolwiek zrobisz-zycze powodzenia!cokolwiek wybierzesz:medycyne,entomologie,szydelkowanie-czekam na ksiazke!ksiazke podpisana-krolowa wszechrzeczy.taki talent nie moze sie zmarnowac!

    OdpowiedzUsuń
  11. Weź nie rób jaj, pisz dalej ;(

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałem Cię od paru lat,
    właśnie zaczął mi się 3 rok medycyny, przeczytałem dziś Twoje pierwsze dwa lata.
    To, przez co przeszłaś- ujebana matura, studia zapychacze, koszmar pierwszego roku zrozumieć może tylko ten kto to sam przeżył.
    Zmiany emocji- w każdym kolejnym wpisie- często na gorsze, witałem ze smętnym uśmiechem. Spodziewałem się ich, pamiętałem je.
    Dziękuję Ci, Była Królowo Wszechrzeczy. Mateusz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękujemy ci za ten czas i życzymy wszystkiego co najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Królowo, bądź zawsze szczęśliwa!
    Będzie mi tego bloga bardzo brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  15. Smutno tu bez Ciebie, Królowo! Mam nadzieję, ze wszystko Ci się pięknie układa

    OdpowiedzUsuń
  16. Wróć do pisania bloga, prooooszę!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Królowo, tutaj dalej ktoś zagląda:)

    OdpowiedzUsuń
  18. pomyślałam dziś o tym blogu, nie do wiary, że jeszcze jest :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej Królowo, my tu zagladamy ;) pozdrawiam z Wrocławia:)

    OdpowiedzUsuń