Jakoś chyba ostatnio kompletnie nie mam weny. Przynajmniej ze 3 razy zabierałam się, żeby napisać notkę, ale bzdury które udało mi się stworzyć były tak bezmierne, że bez żalu kasowałam ten potok połączonych niby ze sobą jakimś związkiem przyczynowo-skutkowym słów, które tak naprawdę były od siebie kompletnie oderwane. Wiecie chyba co mam na myśli. W sumie to całkiem dobrze odzwierciedla mój obecny stan, bo jestem taka...niespójna. Jakby mnie ktoś źle posklejał.
Ostatnimi czasy moje życie ograniczało się wyłącznie do chodzenia na niemiecki trzy razy w tygodniu. I uwierzcie mi, nie chcecie o tym czytać.
Poza tym to chyba zwyczajnie za dużo myślę. I intensywnie pielęgnuję w sobie mój mały, słodki borderline. Cały dzień się śmieję, gadam i plotkuję przez 3 godziny przy kubku herbaty, poznaję nowych ludzi i udaję, że mnie to niesamowicie podnieca, tylko po to, żeby wieczorem założyć na uszy słuchawki, włączyć komputer i w spokoju ducha porozdrapywać stare rany. W bardzo sadystyczny sposób maltretuję swój hipokamp.
Tym samym mogę stwierdzić, iż moje życie uczuciowe obecnie znajduje się mniej więcej na poziomie jednego z wielkich rowów oceanicznych Pacyfiku.
Co do spraw innych, nazwijmy je sobie roboczo ZAWODOWYCH, dałam sobie czas do końca roku. Do końca najgorszego roku mojego życia muszę podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu i w końcu postanowić, w jaki sposób je jakoś konstruktywnie spożytkować.
A'propos końca roku, to w ostatni dzień każdegoż odbywa się najbardziej przereklamowana impreza wszechświata i KAŻDY, przyciśnięty jakąś niewidzialną ręką społecznego przymusu czeka do tej północy, lepiej lub gorzej się bawiąc. Jako iż ten rok jest dla mnie wyjątkowo NIEPRZYCHYLNY (zdaje się, że wspominałam o tym już jakieś 2035338474 razy, tylko może nie tak eufemistycznie) postanowiłam, zgodnie ze swoją przekorną i złośliwą naturą, podziękować mu za współpracę (współpracę, dobre sobie) w sposób iście epicko zajebisty i robię najlepszą imprezę w obszarze Polski centralnej.
A zmierzam do tego, że potrzebuję dobrych bitów. I z tą prośbą zwracam się do was. Moja playlista ma już co prawda długość, która wystarczyłaby na 3 równoległe sylwestry, ale jeśli znacie dobre imprezowe hity to PROSZĘ PISAĆ. I umówmy się, Nicki Minaj i One Direction to nie są dobre propozycje.
Pozdrawiam was gorąco i obiecuję przynajmniej jeszcze jedną notkę przed świętami.
Garbage będzie na sylwestrze. Piosenki o paranojach zawsze są SUPER. Zwłaszcza jak 3/4 gości to ludzie z praktycznie zdiagnozowaną chorobą psychiczną.
http://www.youtube.com/watch?v=VLTPKKt-pMs <- skromnie proponuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Spir
chyba się zakochałam.
UsuńNiestety depresyjne kawałki, których słucham, kompletnie nie nadają się na- najlepszą w Polsce centralnej- imprezę.
OdpowiedzUsuńWiesz, z całych sił trzymam za Ciebie kciuki. Mam nadzieję, że jakąkolwiek decyzję podejmiesz, będzie właściwa. I że nigdy nie będziesz żałowała, niczego. (A jeśli wybierzesz jedną z opcji, którą zakładam, że bierzesz pod uwagę[bo bierzesz, prawda?], to mam nadzieję, że kiedyś dasz się zaprosić na zabrzańską kawę. ;))
Pozdrawiam!
Na kawę w Zabrzu zawsze ;) nie wiem, czy wrócę na ŚUM, ale za dużo genialnych ludzi tam zostawiłam, żeby już nigdy nie pojawić się w ZOBRZU ;)
Usuń:*:*:*
Strasznie podoba mi się Twój styl pisania. Blog już wylądował na liście rss. ;]
OdpowiedzUsuńCo do imprezowych hitów polecam ten: http://www.youtube.com/watch?v=NiHWwKC8WjU
Siedzi mi w głowie od pierwszego odsłuchania, radosny i energiczny. Idealny na Sylwestrową imprezę.
pozdrawiam, ink.
ta piosenka jest super! baaardzo dziękuję, będzie na playliście na pewno! ;)
Usuńjest mi zawsze bardzo miło, gdy czytelnikom podoba się to co i jak piszę. nie mogę powiedzieć nic ponad wielkie DZIĘKUJĘ! ;)