Grupa Zniszczenia pod wezwaniem Zabrzańskiego Dzika z oddziałem kierowniczym w Łodzi, której mam zaszczyt być prezesem (honorowa, dożywotnia funkcja) dała wczoraj epicki pokaz swoich możliwości, czego efektem jest jadłowstręt, uporczywy ból głowy (w sumie innych rzeczy też) i butelka wody, którą przez cały dzień darzę nabożną wręcz czcią.
No bo co jak co, ale Boat City bawić się potrafi.
Mamy pewne miejsce na Piotrkowskiej, gdzie zawsze wszystko się zaczyna, wczoraj też. Centrum dowodzenia. Ojciec kiedyś mnie spytał, co to jest za LOKAL, musiałam wymyślić jakiś ciekawy zamiennik dla słowa "melina" i skończyło się na przybytku dyskusyjnym dla alternatywnej młodzieży. Co w sumie całkiem odpowiada stanowi faktycznemu jeśli o mnie chodzi.
Ilość gotowki, którą zostawiam w tym miejscu powinna mnie uprawniać do jakiegoś programu rabatowego, albo chociaż własnego krzesła, podpisanego imieniem i nazwiskiem, ale podejrzewam że jeszcze sporo wody w Nerze upłynie (Ner to taki łódzki ściek, któy ponoć kiedyś był rzeką) zanim założą tam choćby terminal do kart.
Tak jak rzekłam, zawsze wiem, gdzie zacznę, nigdy nie wiem gdzie skończę, taki element suspensu w szarej codzienności. No i w sumie pół dnia się dzisiaj zastanawiam, jaka tajemnicza siła kazała mi jechać wczoraj na Widzew. Zwłaszcza że mieszkam na Retkinii. Po drugiej stronie miasta.
W każdym razie definitywnie odzwyczaiłam się już od mieszkania z rodzicami, bo jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby kogoś poinformować, że wrócę o 5 rano.
A już prawie zapomniałam czym jest klasyczny opierdol xD
Łódzki patol. Mimo wszystko brakowało mi tej atmosfery xD Hasło? Dekadencja! Odzew: Jak się szlachta bawi, to na koszta nie patrzy!
I chociaż aura na dworze sprawia, ze wydaje mi się, że jest już przynajmniej lipiec, to jest dopiero MAJ. I pod względem studencko-uczelnianym najgorsze jeszcze przede mną.
Ot, taki przyjemny akcencik pod koniec notki.
Gwoli przypomnienia.
My jakoś zawsze po wizycie na Widzewie mamy problem z trafieniem potem do domu, nie wiem jak to się dzieje, magiczna siła jakaś czy co...
OdpowiedzUsuńja do tej pory tego nie ogarniam :D
UsuńJa osobiście wolę pić w plenerze, w szczególności, że wieczory robią się coraz cieplejsze ;). Mam u siebie w mieście parę takich miejsc gdzie da się poobcować z naturą, lecz niekoniecznie ze strażą miejską :D zawsze takie wyjście w plener kojarzy mi się z latem i wakacjami <3
OdpowiedzUsuńCo do rzeczy nieprzyjemnych - no właśnie, jest dopiero maj! Jeszcze przed nami Medykalia (w tym roku wybieram się na tą imprezę po raz pierwszy od początku mojej przygody z tą uczelnią) i Igry w Gliwicach, no i oczywiście Juwenalia Śląskie! :D Do sesji jeszcze bardzo daleko! ;)
ja KOCHAM plenery, miłością szczerą i czystą, ale jednak dekadencki klimat łódzkich ulic każe mi kierować się w stronę, hmm... melin :D
Usuń