wtorek, 14 stycznia 2014

Choroby zakaźne i pasożytnicze

Mijają właśnie 2 tygodnie od sylwestra, co oznacza, że nadeszła ta magiczna chwila, kiedy pisząc datę, wpisuję końcówkę właściwego roku. Wielki dzień.
2 tygodnie od sylwestra oznaczają jednocześnie jakieś 2 tygodnie do sesji, także już teraz co chwila któryś z dzierżących oświaty kaganek pracowników IFS dodaje mały lub większy patyczek do stosu innych patyczków, które powoli tworzą zarzewie ogniska, jakie od początku lutego zapłonie mi złotym płomieniem pod tyłkiem. Bo jestem prawie pewna, że nie zdam historii językoznawstwa. Nie jestem w stanie w przytomności umysłu wytrwać na tym wykładzie dłużej niż 45 sekund, popadając w apatię już po minucie, a w letarg po dwóch. Ostatnio obudziłam się dopiero słysząc jakiś kosmiczny suchar o sprzedawaniu lodu Eskimosom i poczułam, że to Przeznaczenie zesłało mi alegoryczną wizję mojego egzaminu. TRAGICZNY ŻART, here i am.
Oprócz tego czeka mnie jeszcze egzamin z literatury powszechnej, wobec którego nie przewiduję histerii oraz z historii Czech, wobec którego histerię przewiduję jak najbardziej.
A w międzyczasie muszę zaliczyć jeszcze wszystkie aspekty z PNJCz, co może skończyć się nadzwyczaj różnie, zważywszy na to, że koncertowo mi się to wszystko pierdoli. Odzywa się we mnie pewien mechanizm, który uaktywniał mi się zawsze w obliczu kolokwium z biofizyki - jak mam książkę to umiem, jak nie mam to nie umiem. Chociaż tak jak sobie przypominam, to w końcowym stadium biofizyki to książka czy też jej brak i tak przestawały mieć znaczenie, bo dziwnym trafem nawet inkaskie pismo supełkowe niosło w sobie więcej przyswajalnej treści aniżeli dzieło życia pana Pilawskiego. Czasami, w chwilach większej zadumy, kiedy świat wygląda jak szara woda po gotowaniu wątróbki, powracam myślami do Zabrza i staram się przeanalizować jakim cudem zdałam ten egzamin. Nie mam pojęcia. Być może sam Wielki Docent "Panie, co pan?!" M. też tego nie wie. Nie należy rozpatrywać cudów wyłącznie w kategorii zacieków na ścianie układających się w Jezusa, drodzy państwo.

Jutro natomiast czeka mnie czeski i filologia słowiańska, której nie mogę się doczekać tym bardziej, że w ramach zastępstwa zajęcia poprowadzi człowiek nie bez kozery znany szerszej publiczności jako "Wuefista" vel "Terrorysta". Musztra umysłowa z samego rana i wykład na temat średników w niewłaściwych miejscach, dowodzących totalnej nieodpowiedzialności i braku jakiegokolwiek społecznego przystosowania, wszystko to w warunkach znacznie podwyższonych decybeli - witaj środo!

A tutaj nastąpi małe wtrącenie, bo nie wiem, czy rzuciło się Wam to w oczy, ale dzisiejsza notka jest pierwszą, która pojawiła się w 2014 roku. Także wiecie, alles gute! W zeszłym roku (odsyłam do pierwszej notki 2013 roku, dowód iście namacalny!) wnioskowałam przekornie o szczęśliwą trzynastkę i jeśli o mnie chodzi, to Los wykonał swoją robotę na dobre 200%. Dlatego, skoro DZIAŁA, to i w tym roku życzę wszystkim, żeby było dobrze. Musi być :)


*Romantyczny wieczór sponsoruje Janusz Cianciara.

10 komentarzy:

  1. Witaj Królowo :) Mam do Cb pytanie... Jak to jest z przedmiotami właśnie w takimi stylu jak literatura powszechna, historia!, literaturoznawstwo! (które mnie osobiście przerażają, bo to brzmi taaak nudno), czy jest się czego bać ? Bo ja wybieram się na lingwistykę i takie przedmioty niestety też mogę spotkać, chociaż jest to trochę inna lingwistyka, trochę bardziej ukierunkowana, na której nie ma ich zbyt dużo, ale jeśli z tą się nie uda to będę próbować na normalną i te przedmioty mnie najbardziej przerażają, bo dla tego właśnie kierunku zrezygnowałam z jakiegoś kierunku medycznego i czasami jak pomyślę o TYCH przedmiotach to zaczynam żałować ... Więc czy jest się czego bać? Czy to po prostu kwestia uporania się z nimi i zapomnienia ? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem bać się nie należy, bo jeśli potrafisz odróżnić dopełniacz od celownika to na pewno sobie na takim na przykład językoznawstwie poradzisz :D
      A tak poważnie, to są to typowo teoretyczne przedmioty, także trzeba spędzić trochę czasu sam na sam z podręcznikami i wbić sobie do głowy trochę reguł, ale zdecydowanie jest to do zrobienia w prawie bezbolesny sposób :)
      Jeśli chodzi o literaturę powszechną, to gdyby nie forma, w jakiej te zajęcia są prowadzone, to podejrzewam, że byłby to mój ulubiony przedmiot :) Wydaje mi się, że jeśli ktoś idzie na studia, gdzie siłą rzeczy dużo się czyta, to literatura powszechna absolutnie nie będzie problemem :)
      Także reasumując: nie ma strachu :)

      Usuń
  2. Choroby zakaźne to ostatnio mój konik ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na egzaminie usłyszałam wersję zmodyfikowaną-"Pani, co pani"-co rozwiało wszelkie wątpliwości, czy legendarne powiedzonko zarezerwowane jest tylko dla studentów płci męskiej..
    a będąc na drugim roku bardzo miło wspominam piękne czasy biofizyki..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż to zaszczyt usłyszeć od Docenta zmodyfikowaną specjalnie dla siebie odmianę kultowego zwrotu! :D Zazdraszczam :D

      Usuń
  4. przeczytałam tytuł i mówię "wtf?" :D zakazy zdaję już za jakieś 2 tygodnie! (co prawda nie zapisałam się jeszcze na egzamin, bo paradoksalnie WCIĄŻ NIE MA zapisów na egzamin, ale jak tylko się pojawią, to ja na pewno też się na ich liście pojawię :P)

    ee tam Królowo, sesję rozpykasz z palcem w... czekoladzie, zabrzmi też bardziej poetycko :P (dwuznacznie oczywiście zawsze też :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy 10 lutego jak tam będzie z tą czekoladą :D

      Usuń
  5. No to pomyślnego zdania sesji i obfitego we wszelkie dobroci roku 2014:D

    OdpowiedzUsuń