No cześć. Uprzedzam, że żyję. Uprzedzam, albowiem dostaję sygnały, że po świecie szerzy się wieść, że być może niekoniecznie, dlatego też udzielam oficjalnego dementi. Żyję. W stanie psychicznym dającym sklasyfikować jako "różnoraki, stale zmienny, okresowo niepokojący", natomiast bezsprzecznie żyję, czego wyrazem niech będzie to, że mój piszczel rzuca kurwami w każdym możliwym kierunku, bo jebnęłam się w podudzie o kant łóżka, próbując się na nie wskrobać, nie budząc przy okazji psa, który rości sobie prawa do tego materaca niczym Antoni Macierewicz do zastrzeżenia słowa "hańba" na wyłączny użytek własny. W każdym razie odczuwanie bólu działa w moim ciele w sposób iście podręcznikowy, także tym samym OSTATECZNIE zakańczam temat mojej rzekomej śmierci w otchłani snopowiązałki czy w jakikolwiek inny sposób. AJM HIR.
W ogóle czuję święta w powietrzu, bo rzeczony pies (suka, najkochańsza na świecie!) szczeka na wszystkie renifery, które widzi w telewizji. Do tej pory dała się poznać jako fanka "Komisarza Rexa" i Chewbacci, reagując na ich widok zmysłowym pomrukiwaniem, natomiast renifery stanowią pewne novum, do którego zmuszona jestem się przyzwyczajać.
A tak ogólnie to jest w porządku. Uczę się czeskiego z coraz większym zaangażowaniem, chociaż nie ukrywam, że spory udział ma w tym moje przeświadczenie o Czechach jako narodzie dzierżącym w rękach sztandar absurdu, co wybitnie mi odpowiada. W każdym razie czytanki o smutnych mrówkojadach i piosenki o krecie, który wywierca metro pazurkami uwalniają w moim mózgu obszary nieskrępowanego surrealizmu. Dałam się im ponieść w czwartek, dając do oceny historyjkę o jabłku z żółtymi oczami imieniem Pipi, które miało ukochane zwierzątko, jakim było wielkie psisko, które nosiło imię Magellan, na cześć wielkiego odkrywcy (nie doszukujcie się drugiego dna, bo go nie ma), a kochało wietnamskie kino drogi, masło i jabłka i pewnego dnia zjadło Pipi. A pani prawie-doktor powiedziała, że to takie bardzo czeskie. Aczkolwiek odkąd obejrzałam "Otesánka" (w polskiej wersji "Mały Otik", jeśli odważycie się obejrzeć) wiem, że pewne poziomy absurdy są poza moim zasięgiem. I sama nie wiem, czy to źle czy dobrze.
Co ja jeszcze chciałam...
Aaaaaaaaa. Jakiś czas temu doznałam uczucia, o którym byłam pewna, że "to se ne vrati, Pane Havranek...!". Mianowicie... zatęskniłam za medycyną (na końcu tego zdania z czystym sumieniem możecie nawet wykonać teatralne westchnienie). Broń Boże uczucie rzeczone nie wzięło się z powietrza, katalizatorem było językoznawstwo i zajęcia o aparacie mowy, afazjach i mózgu szeroko pojętym jako narzędzie kreacji, ale taka straszna szpila wbiła mi się w brzuch i tkwiła tam dość długo. Bardzo dziwne uczucie powiem wam. Póki co zostawię bez komentarza, poczekam na rozwój sytuacji. Ewentualnie samoistną śmierć.
I obiecuję, naprawdę, po tysiąckroć, pisać chociaż trochę częściej. Toż to wstyd.
A na razie idę oddawać się ostatnim tchnieniom listopadowego nastroju. Od jutra "Last Christmas"! <3
Bardzo się cieszę na widok twojej nowej notki, toż to prawie jak prezent :P Masz fajny styl pisania i gdyby faktycznie udało ci się częściej coś wrzucić byłoby świetnie :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj jest tak, że jak już mamy w miarę wszystko poukładane, niechciane myśli zaczynają jeździć pod kopułą. Życzę ci żebyś się odnalazła w tym co robisz, bo po tych wszystkich stoczonych bojach - należy ci się, o!
Będę pisać częściej, będę pisać częściej, będę pisać częściej. Obiecuję! ;)
UsuńOj to westchnienie było samoistne... Wykonane nawet bez czytania o nim ;). Wgl ostatnio zaobserwowałam, że bardzo często ludzie, którzy chcą studiować medycynę albo są związani z medycyna pod względem swojej przyszłości, bardzo często jako koło ratunkowe wybierają studia językowe albo tak jak Ty rzucają medycynę dla nich :). Tzn., że nie jestem osamotniona w swoich wyborach ;)
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że jest nas więcej! :) Ale zjawisko samo w sobie jest faktycznie ciekawe :D
UsuńDobrze, że znowu jesteś, Królowo. :)
OdpowiedzUsuńM.
Jestem. I będę. Tak łatwo internet się mnie nie pozbędzie :)
UsuńObiecanki cacanki, a głupiemu radość :P
OdpowiedzUsuńNie niszcz mojej motywacji, Rafale! :D
UsuńPEDAŁY - tylko knur na knura skacze !
OdpowiedzUsuńpomidor
Usuńtyyyyyy. zajebista korona!
OdpowiedzUsuńGdzieś Ty był przez tyle czasu, kiedy Cię nie było?! :)
UsuńWIADOMIX, ŻE ZAJEBISTA, HELLOUUU!