Czuję się prawie jak podróżnik-eksplorator, zaglądając na bloga średnio raz na 2 tygodnie (jak dobrze pójdzie). Dreszcz niepewności co zastanę, przedzieranie się przez plątaninę kurzu, pajęczyn i spamowych pseudo-komentarzy (w ogóle jeśli ktoś z was wie, jak sobie z tym w obrębie blogspota radzić, to niech szerzy miłosierdzie i się podzieli, bom ja istota w internetach niebiegła).
Ad rem. Cóż czynić, o czym pisać, skoro aura nie sprzyja spektakularnym przygodom, które można by opisywać, licząc na pełne zazdrości westchnienia czytelników? Cóż czynić, kiedy życie ogranicza się do niemieckiego i matury? W końcu cóż czynić, o czym pisać, gdy nawet (może z wyjątkiem dwóch powyższych punktów) nie ma na co narzekać?
Co prawda dzisiaj jest 1.04, powinnam zarzucić tutaj jakimś fajnym primaaprilisowym betonem, śmieszno-strasznym sucharkiem, ale niestety żaden żarcik-kosmonaucik nie przychodzi mi do głowy. Wystarczy mi, że pogoda sobie ze mnie robi jaja (pogoda tak w ogóle to robi mnie w chuja, ale nie będę wulgarna, damie wszak nie przystoi).
Aczkolwiek prawdą jest, że dzień dzisiejszy już dwukrotnie nieomal przyprawił mnie o zawał: najpierw, kiedy przeczytałam, że w Łodzi ma zagrać Daft Punk (to ze szczęścia), a godzinę później, że One Direction ("Justin B. poleca!"; wtedy już bynajmniej nie ze szczęścia).
A'propos Justina Biebera. Któż z was przybył do Miasta Włókniarzy na koncert? Proszę się przyznać, przecież w tym pandemonium brały udział tysiące ludzi i statystyka każe mi domniemywać, że NA PEWNO ktoś z was też tam był.
Ja w każdym razie nie byłam, ale tylko z tego względu, że jak się zorientowałam co i jak (skomunikowane myślenie to nie jest moja mocna strona) to wszystkie bilety na Diamond Circle były już wyprzedane. Przepłakałam później cały tydzień, że jU$$sTiNek :*:*:*:* nie pozdrowi mnie na Twitterze :(:(:(
A tak poza tym... Tak poza tym, to chciałam wam powiedzieć, że jest dobrze. Wiosny jeszcze nie ma, ale powoli dochodzę do optymistycznego wniosku, że "...ta zima kiedyś musi minąć".
No i chyba mija.
koncert Justina, wyprzedali mi bilety :(
OdpowiedzUsuńłonczem siem w bulu :(
UsuńBeliebers olłwejs tugewer <3
lubiem tom piosenke :)
OdpowiedzUsuńmoja koleżanka z grupy była na koncercie JB na 100%, o czym dowiedziałam się po zdjęciu z Atlas Areny z fb... nie mogłam tego przetrawić (właściwie do tej pory nie mogę)
No wiesz, z wyższymi uczuciami nie należy walczyć. Ani się ich wstydzić :D
UsuńHahaha!:D Hmm, wiem mniej więcej "co to" ten Biber jest i to mi wystarczy;p Żałuję, że nie będzie mnie w lipcu w Polsce, kiedy to Iron Maiden będzie w Gd;/ pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj tak, Iron Maiden będzie też w Łodzi i aż się zastanawiam, czy się nie wybrać :D toż to dźwięki mego młodzieńczego buntu! :)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do zabawy:)
A o koncercie Bibera słyszała i o fankach koczujących przed Andelsem również...
Pozdrawiam ciepło,
Lasub
Jak tylko siebie ogarnę, to i zabawę ogarnę też ;*
UsuńJa nawet osobiście przeżyłam szarżę na Andelsa, bo zachciało mi się akurat wtedy wpaść do Manu. I uznaję to za najgłupszy pomysł miesiąca, ledwo uszłam z życiem. True story.
Woow, co za porażający optymizm u Ciebie, przerażasz mnie dziewczyno.
OdpowiedzUsuńChyba naprawdę wiosna is coming. ;)
Aha, oczywiście też mam traumę bo nie było mnie na koncercie Dżastina... Jak żyć?
właśnie, jak żyć?
UsuńA optymizm... nie chcę zapeszać, nic nie mówię, ale chyba jest lepiej. No i każdy dzień zbliża nas do wiosny :)