Dzisiaj był beznadziejny dzień.
Moim postanowieniem noworocznym, w którym trwałam aż do dzisiaj, było codziennie przed snem zapisywać, co miłego się zdarzyło. Mogła być pierdoła, w stylu że uśmiechnął się do mnie facet w autobusie, ale codziennie miało być COŚ. Żeby nauczyć się dostrzegać takie małe rzeczy, żeby mieć się czego trzymać. I że chociaż bywały słabe dni, dni typu kutas, typu "pierdolę to wszystko i lecę w kosmos", to jednak codziennie zdarzało się też coś optymistycznego; to genialnie dobrze działa na głowę, myślenie w taki sposób. Faktycznie jest się czego trzymać.
Dzisiaj też miało być dobrze. Kupiłam bilet na koncert, a pan motorniczy z tramwaju linii 15A nie zamknął mi drzwi przed nosem, tylko poczekał, widząc mój heroiczny bieg przez Rondo Solidarności.
No ale się zjebało.
Myślałam, że już mi przeszło. Naiwnie myślałam, że jak się kogoś długo nie widzi, to w głowie się wszystko rozmazuje, z każdym dniem coraz bardziej, aż w końcu znika. I bardzo głupio myślałam, że minęło wystarczająco dużo czasu, żeby w mojej głowie już nic nie było. I dopiero dzisiaj sobie uświadomiłam, że w moim mózgu nic się nie rozmazało, ani trochę. Że przez te wszystkie miesiące co najwyżej tylko nieświadomie pogrubiałam kontury i nasycałam kolory. I że próbując zapomnieć tylko mocniej sobie wszystko utrwaliłam.
Dostałam dzisiaj po ryju od rzeczywistości. Bo zapomniałam, że świat idzie do przodu. I ci, którzy kiedyś byli dla mnie całym światem też.
I wolałabym znów poudawać twardziela, ale dzisiaj już chyba nie mam na to siły.
Chciałabym wam pokazać szczególną dla mnie piosenkę. Kiedyś pokazał mi ją jeden istotny w moim życiu Niemiec, z gatunku tych, których zna się przez kilka godzin, a pamięta do końca życia.
Dla tych niedowiarków, którzy twierdzą, że po niemiecku każde zdanie brzmi jak rozkaz rozstrzelania, przedstawiam piosenkę o miłości. Cudowną. Auf deutsch.
Przeczytałam poprzedni post, i wczorajszy i choć zawsze pokładam się ze śmiechu czytając Twoje teksty, to dziś się po prostu popłakałam. I nie dlatego, że wzruszyły mnie słowa, czy melodia tej piosenki(bo już ją znałam) ale wzruszyłaś mnie Ty i Twoja wrażliwość, którą tak pięknie w tych postach opisałaś. Z CAŁEGO SERCA życzę Ci, aby Twoje dni obfitywały w miłe wydarzenia, które będą dodawać Ci siły, motywowały i pomagały przezwyciężać przeciwności losu. P.S Polscy faceci na nas nie zasługują, poszukaj sobie Niemca...jak ja:) Ania
OdpowiedzUsuńnigdy w życiu bym nie odważyła się myśleć, że to, co napiszę, będzie u ludzi wzbudzać emocje. to jest gigantyczny motywator.
Usuńza który bardzo dziękuję.
i pozdrawiam gorąco,
K.W.
Chciałam napisać, że to Nostalgia. Czas kiedy nie jesteś w stanie wypędzić myśli z pootwieranego na oścież mózgu. Moment w którym chłonie on każde wspomnienie i robi tam photoshop stulecia... Ale nie wolno mi tego oceniać. Powiem tylko, że mi przykro.
OdpowiedzUsuńA wczoraj to był akurat bardzo zły dzień...
my chyba faktycznie mamy ze sobą dużo wspólnego.
Usuńtaki trochę śmiech przez łzy, ale dobrze odkryć, że istnieją ludzie tak sobie pokrewni, chociaż wcale się nie znają.
;)
Wiem, że żadne słowa tu nie pomogą...wspieram Cię mocno:*/a piosenka piękna.
OdpowiedzUsuńdziękuję ;*
UsuńUwielbiam tego bloga i uwielbiam Królową Wszechrzeczy, która ma niesamowity dar takiego ubierania w słowa swoich myśli, że prawie zawsze mogę się pod którąś z nich podpisać rękami i nogami. Na dodatek te posty są takie niebanalne, a jednocześnie zawierają stuprocentową życiową prawdę... Kobieto, w wyobraźni jawisz mi się jako diament toczący się tam gdzieś po łódzkich ulicach, mało tego, jesteś jednym z czynników, które sprawiają, że wyobrażam sobie to miasto jako fascynujące i posiadające gigantyczny potencjał i nawet chcę do niego uciec 500km na studia :P
OdpowiedzUsuńNormalnie bym przeprosiła za tyle cukru w komentarzu, bo to złe dla zdrowia i w ogóle nie lubię, ale może miałaś dziś głupi dzień, to chociaż sobie w notatniczku będziesz mogła wpisać, że jakiś random znad morza ma cię za ciekawą babkę :)
Pozdrawiam :)
no i miałam co wpisać do kajetu! ;)
Usuńdziękuję :*