Dzisiejsza notka ma na celu wyłącznie poinformowanie, że wbrew temu co być może sądzicie, nadal żyję, w całkiem niezłym zdrowiu nadmienię, nie zrekrutowali mnie na misję szerzenia wiedzy o życiu płciowym fok na Saharę, nie zginęłam pod kołami snopowiązałki ani nie mnie nie porwano i nie sprzedano do tureckiego burdelu, czego za każdym razem boi się moja matka, kiedy mówię że wyjeżdżam. Nawet jeśli jest to wyjazd do Pabianic.
Niniejszym więc oznajmiam, że mam się nieźle, czego niestety nie mogę powiedzieć o internecie, który aktualnie jest dla mnie towarem wybitnie deficytowym, niemal jak papier toaletowy za czasów Polski Ludowej.
Od początku sierpnia spędzam życie na mniej lub bardziej odległych wojażach, także robię to, co kocham całym sercem. Tutaj następuje wzniosły moment, mianowicie nadszedł czas, w którym chciałabym, żeby ten blog przydał mi się na coś więcej niż tylko ustawiczne łechtanie własnej, nuezaspakajalnej próżności, mianowicie wystosowuję zapytanie: gdzie można fajnie spędzić weekend? W Polsce albo za granicą? Z oczywistą adnotacją o skromnym (BARDZO skromnym) budżecie, pragnę dodać.
Powiedzmy, że niespecjalnie chce mi się siedzieć w domu. Niespecjalnie w chuj mocno, tak bym to ujęła, używając uniwersalnego języka poezji.
A jak znacie jakieś miejsce, gdzie można spotkać przystojnego mężczyznę z poczuciem humoru (się będę ograniczać, PRZYSTOJNYCH MĘŻCZYZN Z POCZUCIEM HUMORU) to tym bardziej czekam na sygnał. Co prawda mijają całe 3 dni odkąd złożyłam przysięgę, ze już nigdy w życiu żadnych facetów, wiekuisty celibat i starość wsród gołębi w Parku Sienkiewicza, ale mając dzisiaj kaca jak stąd do Zabrza, usłyszałam, że "czym się strułaś tym się lecz", a że pomogło, to postanowiłam zastosować ludową mądrość do pozostałych dziedzin życia.
Zresztą, ja się tutaj uzewnętrznian, wy ziewacie, znak by kończyć!
Obiecuję, że następne notki będą niosły ze sobą trochę więcej treści. Wakacje nie sprzyjają myśleniu, w moim przypadku mało co sprzyja myśleniu, ale każda wymówka jest dobra.
Mam nadzieję, że wy też spędzacie wakacje BEZ MÓZGU. Coraz częściej mam wrażenie, ze mózg to najmniej potrzebny z organów.
Serdecznie pozdrawiam z Kilonii,
K.W.
A może Giżycko? Pól namiotowych tam pełno, za tydzień ma być pogoda no i w końcu to Mazury i lato - facetów będzie dużo ;)
OdpowiedzUsuńA wakacje bez mózgu popieram absolutnie. Swojego nie używam ostatnio, zapomniałam, co studiowałam i wiesz co? To zajebiste uczucie ;)
Giżycko! Dziękuję za propozycję! :)
UsuńŻycie bez mózgu jest zajebiste, wiem co mówię.
Pozdrawiam :)
Mózg? A co to takiego?
OdpowiedzUsuńJa to mam??
:D
Podobno...
Usuń:)
Nie wystarczy mieć mózg, potrzebna jeszcze instrukcja obsługi :P
OdpowiedzUsuńWeź tu się człowieku odmóżdż, jak fizjopoprawka za 17 dni -.-
Na pewno dasz radę!
UsuńTrzymam kciuki :)
Czytanie Twoich notek o poranku jest jak końska dawka dobrego humoru zaaplikowana domózgowo :D Mózg jest potrzebny, ale na pewno jego zawartość trzeba co jakiś czas usuwać (zwłaszcza naukowe pierdoły), przewietrzyć i zastąpić czymś nowym :-)
OdpowiedzUsuńUdanych podróży ;-)
ja odnoszę wrażenie, że mózg tak czy inaczej mi nie pracuje, a zajmuje tylko cenne miejsce w cennej przestrzeni mojej cennej czaszki! ;)
Usuńoferuję siebie
OdpowiedzUsuńpodoba mi się twoja bezpośredniość!
Usuń;)
Może już trochę późno, ale na wojaże polecam Trójmiasto!:)
OdpowiedzUsuńha! jadę do Gdańska na weekend! :D
Usuń