Kocham świat u progu lata. A właściwie to kocham samą perspektywę radosnego oczekiwania na to, co wiem, że już zaraz nastąpi i że nastąpi NA PEWNO, tak jak następuje od lat tak samo. Bo już nie mogę się doczekać gorących wieczorów i codziennych (o ile głowa pozwoli, bo głowa już nie ta sama co kiedyś :D) plenerowych imprez, nie mogę się doczekać Open'era, spania pod namiotem, mycia się chusteczkami (no dobra, mimo wszystko liczę na to, że w tym roku jednak łatwiej będzie się dostać do pryszniców niż rok temu. Albo dwa. Albo trzy. Kogo ja próbuję oszukać.) i jedzenia sucharów przez tydzień. Nie mogę się doczekać corocznej Polówki w łódzkich parkach, która ma to do siebie, że jeśli przesadnie zależy mi na tym, żeby jakiś film obejrzeć, to zawsze wtedy PADA, zawsze. No ale i tak nie mogę się doczekać.
A z drugiej strony po wakacjach czeka mnie NOWE. I to także jest wspomniane wyżej radosne oczekiwanie, tylko że tym razem na to, na co kompletnie nie jestem przygotowana, bo nadal bardzo wielu rzeczy w życiu nie sprecyzowałam. I teraz czekam z ciekawością na to, co dopiero się wydarzy.
W ciągu tego roku, który ku uciesze studentów właśnie wraz z letnią sesją powoli mija, z dobry miliard razy nie potrafiłam się odnaleźć. Naprawdę, gdybym miała opowiedzieć o tym, co w ciągu ostatnich 10 miesięcy działo się w mojej głowie, to musiałabym posłużyć się jakimiś matematycznymi pojęciami, o których naturalnie nie mam pojęcia, a które pozwoliłyby mi stworzyć jakąś ekstremalną sinusoidę. A o tym, ile osób i jak wiele razy mi powiedziało, że ŹLE ROBIĘ, mogłabym napisać książkę na miarę "Wojny i pokoju", objętościowo identyczną (i równie nudną. Ale to takie wtrącenie bez puenty). No i być może faktycznie robię źle, nie wiem. Ale nikt inny też tego nie wie. No a tak to jest na świecie, że każdy ma to, na co się odważy ;)
I ja się teraz odważam raz jeszcze nieco pokomplikować sobie życie.
I wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe. Zawsze wydawało mi się, że bałagan znacznie prościej stworzyć niż porządek, ale pogrążanie się w chaosie, w dodatku z własnej woli, jest naprawdę trudniejsze niż by się zdawało ;)
A tak poważnie, to jedyna rzecz, którą na ten moment mogę z ręką na sercu powiedzieć to to, że póki co nie wracam na lekarski. Ostatniego słowa jeszcze nie mówię, bo już się nauczyłam, że mówienie NA PEWNO prowadzi wyłącznie do tego, że NA PEWNO po drodze coś się zjebie, ale póki co mój medyczny BREJK nadal trwa.
Pamiętam, jak na biologii na UŁ mieliśmy w równoległej grupie gościa, który był po 3 latach lekarskiego, kiedy do nas przyszedł. I wtedy wydawał mi się człowiekiem, który chyba nie ma prawa być normalny. No to teraz mam za swoje, welcome to the jungle!
Nie wiem, czy moje królewskie alter-ego jako nie-studentki medycyny będzie jeszcze czytelniczo interesujące. Ale zawsze pocieszam się tym, że większość blogów, na które trafiam, to blogi ludzi, którym w życiu wszystko wychodzi. Więc może w końcu zacznę się wyróżniać. Myślę sobie po prostu, że może komuś pomoże świadomość tego, że naprawdę istnieją ludzie, którzy się wahają, mają wątpliwości, błądzą, mylą się i podejmują nie zawsze trafione decyzje. Więc teraz, kiedy już będę studiowała (no MAM NADZIEJĘ, bo wyniki matury nadal przede mną, a z maturą to nigdy nie wiadomo - ZNAM SIĘ) jakiś PLEBEJSKI kierunek (bo jak wiadomo, ELITARNY jest tylko jeden - śmieszno-straszne jest to, że co poniektórzy naprawdę w to wierzą), postów nie zabraknie.
A Was proszę, trzymajcie kciuki. Ostatnio coraz częściej przekonuję się, że JEDNAK mam sporo szczęścia w życiu, ale wiecie jak to jest ze szczęściem - nigdy dosyć! ;)
Twojego bloga uwielbiam i będę czytać nawet w niemedycznym wydaniu, ale kiedy zdradzisz kierunek dla którego porzuciłaś
OdpowiedzUsuńten-jedyny-słuszny?;)))
Jak już będzie po wszystkim, to na pewno zdradzę. Póki co: nie zapeszam :)
Usuńi tak sobie poradzisz ;) i wcale się nie zdziwię, jeśli wyjdziesz na swojej decyzji lepiej, niż wielu tych "którym zawsze wszystko wychodzi" ;)
OdpowiedzUsuńMnie wystarczy, że wyjdę DOBRZE ;)
UsuńPozdrawiam!
PÓKI CO nie wracasz? SPŁONIESZ!
OdpowiedzUsuńJ.
DWUKROPEK GWIAZDKA! :*
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń" Naprawdę, gdybym miała opowiedzieć o tym, co w ciągu ostatnich 10 miesięcy działo się w mojej głowie, to musiałabym posłużyć się jakimiś matematycznymi pojęciami, o których naturalnie nie mam pojęcia, a które pozwoliłyby mi stworzyć jakąś ekstremalną sinusoidę.(...) No a tak to jest na świecie, że każdy ma to, na co się odważy ;)"
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz,jak wielbię ten fragment Twojego wpisu-staje się dla mnie jednym z motywów przewodnich, zwłaszcza w tym okresie mojego życia - ba,nawet postawiłabym go na równi z aforyzmami z "Grey's Anatomy",a to u mnie znaczy naprawdę wiele :D
Nie wiem czy jestem gotowa na taką nobilitację, ale bardzo dziękuję! ;)
UsuńWczoraj przez przypadek trafiłam na Twojego bloga, przeczytałam całego od początku i muszę powiedzieć, że w tych najświeższych notkach nie sposób nie zauważyć takiego szczerego szczęścia i radości :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę bardzo, bo to chyba tylko miłość tak zmienia rzeczywistość :)
Pozdrawiam, Karolina.
Cóż mogę rzec... Prawda to! :)
Usuńnie mogę się doczekać, kiedy się w końcu dowiem, co będziesz robić od października :) nie ma przeproś, umiesz dawkować napięcie :D
OdpowiedzUsuń"póki co" nie wracasz na medycynę. A jest jakaś opcja dziekanki na więcej niż rok? czy po prostu ewentualnie kiedyś zaczniesz znów od nowa? :) pytam z nieprzyzwoicie zdrożnej ciekawości :P
Dziekankę można przedłużać z tego co wiem, Z WAŻNYCH POWODÓW, ale ja już pożegnałam się z Zabrzem już na zawsze z chwilą oddania legitymacji :D Także jeśli już, to pewnie od zera ;)
UsuńCo do napięcia, to aspiruję do zostania Hitchcocka Internetu, także nie ma opierdalania! :D
Może jest to śmieszno - straszne, ale do niedawna chyba Ty też w to wierzyłaś ;p
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, że tak było ;) Ale całe szczęście to już czasy słusznie minione ;)
UsuńTrafiłam tu szukając bloga kogoś z medycyny, ale na pewno zostanę i będę Cię czytać nadal.. Tylko pisz! ;))
OdpowiedzUsuńPowodzenia, wytrwałości i trzymam kciuki.
Gosia
Nie dziękuję, nie zapeszam! :)
UsuńZa to obiecuję, że pisać będę ;)
"Ostatniego słowa jeszcze nie mówię, bo już się nauczyłam, że mówienie NA PEWNO prowadzi wyłącznie do tego, że NA PEWNO po drodze coś się zjebie" ahahah TAK, to zdanie mnie urzekło, idealnie trafne. Czytam sobie Twojego bloga już od jakiegoś czasu, świetnie piszesz; też mnie szalenie ciekawi cóż też zamierzasz teraz robić - no a jak na razie trzymam kciuki żeby się udało:)
OdpowiedzUsuńza kciuki dziękuję baaardzo, zobaczymy :)
Usuń